Poranek. Seks. Lunch. Seks. Obiad. Seks. Podwieczorek. Seks. Wieczór. Seks. Noc. Seks. Moje życie to seks.
Wstałam rano. Jak każdego dnia, zaczęłam szykować się do pracy. Dziś zaczynałam o 10:00. Zakładając rajstopy, potknęłam się o swój stolik do kawy. Teraz szybko torebka, szpilki z ostatniej wyprzedaży z Mediolanu, sukienka i lecimy na miasto! Kawa na rogu i gotowe! Mogłam iść w końcu na spotkanie z działem od spraw dodatków. Dzisiaj miały przyjść buty do sesji nad morzem i kostiumy kąpielowe. Ale może jeszcze zdążę na szybką sesję z moim wibratorem w toalecie? Ile czasu minęło od ostatniego seksu? Patrzę na zegarek. Pięć godzin?! Stanowczo za dużo. Muszę to szybko nadrobić po lunchu.
Od kiedy mam do czynienia z seksem? Nie pamiętam. Chyba po prostu jako nastolatka mi nie wychodziło, a jak kończyłam liceum, zaczęło. Kim byli moi partnerzy? Kim oni nie byli! Prawnicy, lekarze, stomatolodzy, prezesi, politycy, weterynarze, strażacy, mechanicy, ratownicy...
Trudno mi ich zliczyć. Wyobraź sobie, że tu nie chodzi o miłość, o romans rodem z amerykańskiej komedii. SEKS – to on jest ważny. Gdzie? Jak? Z kim? Wszystko jedno. Najważniejszy jest orgazm. Tylko tyle.
Za bardzo nie wiem, co miałam przygotować na dziś do pracy, bo wczorajszą noc spędziłam w objęciach lekarza. Jakoś zapomniałam przejrzeć (w czasie rżnięcia go) dokumentów i rozkładu tygodnia. Za to doskonale poznałam anatomię. Niezły, nie najgorszy. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma!
Poszłam do pracy. Pierwsze spotkanie przebiegło sprawnie, nawet Agata (moja nowa stażystka – świętoszka), nie miała miliona pytań. Szybko skoczyłam na lunch do pobliskiego baru, napakowałam w siebie sałatki z mozzarellą i oczywiście (jak zawsze), spóźniłam się na spotkanie z prawnikiem firmy, zajmującej się współpracą międzynarodową. W każdym razie: chcą nas pozwać. Czy faceci nie mają nic lepszego do roboty, tylko siedzieć i patrzeć w te swoje dokumenty?
Prawnik niczego sobie. Całkiem niezły tyłeczek, wysoki – jakieś 185 cm wzrostu, ciemne oczy, ciemne włosy, mocne rysy twarzy, garnitur szyty na miarę, poszetka, zadbane dłonie, a na nich zegarek, ohoho... nie najtańszy. Pewnie teraz twierdzisz, że jestem materialistką. Tu nie o to chodzi. Nie będę sypiała z byle kim.
Na początku było nudno, wertował te karteczki: „Ustawa 89234689265, paragraf 2807648956238”. No i co ja miałam robić? Patrzeć, jak te usta marnują się do mówienia? Nie mówiąc o tym, że rano zaliczyłam tylko moment przy prysznicu z moim wibratorem. Teraz przydałby się jakiś członek dla odmiany.
Siedziałam naprzeciwko niego w naszej sali konferencyjnej. Wstałam, z naturalnym wdziękiem (no dobra, wypięłam tyłek) przeszłam się do barku, wyjęłam butelkę wody i szklankę, nalałam, oblizując przy tym wargę. Prawnik rozpiął pierwszy guzik koszuli, wziął głęboki oddech – wtedy się zaczęło.
Usiadłam obok niego. Kiedy czytał ustawę o wykorzystaniu danych, ja delikatnie wysunęłam swoją nogę spod (i tak krótkiej) spódnicy i położyłam jego dłoń na swoim odkrytym udzie. Poczułam dreszcz, który przeszedł przez jego ciało. Szepnęłam mu do ucha „Wiem, że chcesz. ”. Facet postradał zmysły. Ja kontynuowałam.
Rozchyliłam uda, przybliżyłam usta do jego szyi i zaczęłam go całować. Wziął głęboki oddech. Zaczął stękać. Z każdą minutą coraz bardziej miałam go w garści. Rozpięłam mu koszulę. Dotknęłam jego klatki piersiowej, szłam coraz niżej i niżej... Poczułam jego pęczniejącą erekcję. Jego serce przyspieszyło, spojrzał na moje piersi. Ani się obejrzałam, a rzucił mnie na stół w sali konferencyjnej. Szybko rozpiął spodnie, podniósł moją sukienkę do góry i zdarł ze mnie rajstopy razem z bielizną.
Zaczęłam mocniej przygryzać wargę, poddałam się mu. Mocno złapał mnie w pasie, przybliżył do siebie energicznym ruchem i wszedł. Rozpalonym, pęczniejącym jeszcze członkiem.
Zaczął powoli, ale widząc dzikość w moich oczach i czując na swojej szyi moje ostre, ledwo co zrobione paznokcie, zaczął przyspieszać. Z minuty na minutę czułam coraz większą potrzebę ugryzienia go, sprawienia mu chociaż małego bólu. Chciałam go mieć dla siebie, w moim domu. Z moimi zasadami. Moje biodra współgrały idealnie z jego ciałem. Zaczął ostro mnie rżnąć. Stękać, wzdychać, sapać. Kiedy już dochodził, ja też poczułam ciepło na całym ciele. Nasze biodra weszły w szybki, energiczny rytm. Złączyły się w jedną całość. I nagle bum, poczułam, jak doszedł. Usłyszałam jego krzyk, a zaraz potem poczułam, że i moja chwila się zbliża. Ostatni jego ruch i już. Orgazm odhaczony.
Moje ciało drżało. Jak zawsze zrobiłam swoje duże oczy, puściłam mu oczko, przygryzłam dolną wargę, zsunęłam się ze stołu, dałam mu klapsa w jego zgrabny tyłek, poprawiłam sukienkę, umalowałam usta szminką i szepnęłam: „Przekaż szefowi, że zapłacimy to odszkodowanie”.
Wyszłam.
Cały dzień biegałam jak szalona po mieście, żeby wyrobić się na czas z projektem. Wieczorem wróciłam, zjadłam krewetki, które zamówiłam po drodze i zadzwoniłam po Aleksa. To mój stały kompan na samotne wieczory, kiedy jedyne o czym myślę, to podwieszenie go u sufitu.
Jak było? OSTRO. Dawno tak dobrze nikt mnie nie jebał. Spędziłam z nim 6 godzin w moim łóżku. Cztery orgazmy: w salonie, wannie, na dywanie, na wyspie w kuchni. Nie wierzysz? (Dla mnie, orgazm to tylko fizjologiczna potrzeba. Jestem w stanie, nieprzerwanie uprawiać seks kilka godzin i czerpać z niego to co chcę.) Po skończonej zabawie – wyszedł. Ja poszłam spać.
Wrzask. Trzaskanie drzwiami. Krzyk. Cisza.
Jeden, dwa, trzy, cztery... osiem, dziewięć, dziesięć, jedenaście. Liczyłam w myślach każdy schodek dzielący go od mojego pokoju. Kurczowo przytulałam różowego królisia od mamy. Pewnie leżała pod schodami – z obitą twarzą albo złamaną ręką.
On był już blisko. Czułam, że dziś nie skończy się tylko na dotykaniu. Nie skończy się na jego obrzydliwym oddechu na mojej szyi. Coraz bardziej wpadałam w panikę. Schowałam się pod moją niebieską kołdrę. Udawałam, że śpię.
Otworzył drzwi. Podszedł do łóżka. „Słoneczko, przyszedł tata. Mamusia już śpi, a my możemy przejść do naszego wspólnego wieczoru” – powiedział i odgarnął mi włosy z twarzy. Kurczowo ściskałam pięści. Miałam ochotę krzyczeć, ale wtedy dotykał i moją młodszą siostrę, Lenę. Wolałam, żeby zajął się tylko mną, miałam dziesięć lat, ona zaledwie cztery.
Zaczął podwijać mi koszulę nocną. Sapał. Czułam pot i dym papierosowy. Wódki nie. Pomimo wszystko skrzywiłam się. On w końcu wziął mnie na kolana i po prostu zdarł ze mnie ubranie. Było mi zimno. Myślałam. Dlaczego tak się dzieje? Czy tata Ani i Zosi też tak im robi? Pewnie tak, dlatego się temu poddawałam. Pewnie to normalne. Zawsze powtarzał mi, że jestem jego najpiękniejszą księżniczką. Przecież to miłe. Przecież to mój tatuś.
Położył dłonie na moim ciele. Najpierw na moim brzuszku, potem wyżej. Zaczęłam drżeć. Bałam się. Zaczął schodzić swoimi wielkimi dłońmi niżej i niżej, do mojej cipki. Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że muszę być dzielna. Wiedziałam, że nie mogę się poddać. Włożył mi tam palec, potem dwa. Zaczął mocno nimi ruszać. Skrzywiłam się z bólu. Poleciała mi łza.
Nie odzywałam się. Zaczęło strasznie piec. On położył mnie na łóżku, rozpiął swoje spodnie. Nie patrzyłam. Odwróciłam wzrok. Leżałam tam jak mały manekin. I zaczęło się. Najpierw chwilę się podotykał sam. Później ustawił mnie w wygodnej dla siebie pozycji. Odwróciłam wtedy królisia. Nie chciałam, żeby to widział. Już za chwilę – pomyślałam. Włoży go tam. I to zrobił. Krzyknęłam. Łzy zaczęły płynąć mi po policzkach. Zacisnęłam znów pięści. Zaczął poruszać się energicznie i poczułam krew. Chyba nadal nie zagoiły się rany sprzed dwóch dni... Bolało coraz bardziej. Czułam jego okropny oddech. Z każdą chwilą moje przerażenie wzrastało. A zaraz miało nastąpić najgorsze. Wtedy myślałam o tych dobrych chwilach w moim życiu, starałam się. Nie było ich dużo. Wszędzie był w nich tatuś. Nieprzerwanie od 5 lat.
Jego siusiak rósł we mnie, a ja powoli nie wytrzymywałam. Zaczęłam krzyczeć. Uciszył mnie jednym ruchem ręki. Po prostu dał mi w twarz. Coraz szybciej i szybciej się ruszał, z jego ciała spływał okropny pot. Za oknem widziałam ciemność. Byłam uwieziona pod jego ciałem.
Obudziłam się z krzykiem. To tylko sen, to tylko zły sen. Chciałam w to wierzyć.
Cała byłam spocona. Zaczęłam płakać. Łzy spływały strumieniami po mojej twarzy i ciele. Bałam się. Tak strasznie się bałam, chciałam aby zniknął sprzed moich oczu. Skurwiel. Chuj. Człowiek, który mnie zabił wiele lat temu. Mój ojciec.
Szlochałam całą noc, myślałam o swoim problemie. O seksoholizmie. O molestowaniu. O tatusiu. O mamusi. O sobie – małej Zuzi, która codziennie szastała swoim ciałem i bała się własnego cienia.