W dzisiejszych czasach lepiej mieć grubą skórę nosorożca, bo inaczej można wypaść z karuzeli zwanej życiem i bardzo się potłuc. Co jednak, jeśli nasza wrażliwość co chwila płata nam figle i utrudnia funkcjonowanie?
Jestem niewidzialna
Moim jedynym sposobem na radzenie sobie z rzeczywistością jest milczenie. Sprawiam wrażenie osoby bardzo poukładanej, spokojnej, która trzyma swoje nerwy na wodzy. Po części jest to prawdą. Nikt jednak nie wie, że w środku mam rozszalałe stado nieporozumień, które z dnia na dzień galopuje z coraz to większą szybkością. Dotyka mnie niemal wszystko, ale o tym nie mówię. Nie mam komu.
cholerne szczęście
Sądzę, że zawsze już będę nadwrażliwa, odrobinę paranoiczna. Ale jestem także tak cholernie zdrowa i odporna. I szczęśliwa jak nie wiem co. (Sylvia Plath, Dzienniki 1950-1962)
Księżniczka
Z wrażliwością księżniczki nie ma u mnie problemu. Problem pojawia się dopiero, gdy trzeba być chociaż trochę wytrzymałą. Jem te wszystkie tableteczki, witaminki na odporność – a nuż coś pomoże? Hasła motywacyjne porozklejałam w niemal każdym kącie mieszkania, pomagają mi nie popaść w depresję (chociaż mój lekarz mówi, że i tak w niej jestem...). Ale jak tu się nie przejmować, skoro na świecie jest tyle zła?
Życie to nie rurki z kremem
Jestem wesoła i potrafię zachwycać się jak dziecko. Tylko dlatego, że parę razy napisałam smutny tekst, przylgnęła do mnie etykieta wiecznie zdołowanej. Gdy byłam młodsza mówiłam o tym, że jestem smutna i rzeczywiście, jestem właśnie taka w jakimś sensie. Mam wrażenie, że jestem pozbawiona warstwy ochronnej. Powoduje to, że wszystko bardzo przeżywam. Bardzo dotyka mnie rzeczywistość, bo życie to nie rurki z kremem. Jestem przewrażliwiona, ale to jednak nie oznacza, że te smutne momenty nie są przeplatane chwilami, gdy na prawdę jest cudownie. Katarzyna Nosowska
Nie rozumiem sam siebie
Moje sumienie mnie dobija. Mam tak cholernie dużą moralność w sobie, że nie pozwala mi ona popełniać żadnych błędów. Cierpię nieopisane katusze, jeśli tylko powiem komuś (nawet niechcący!) coś przykrego. Nie mogę spać po nocach, trzęsę się cały, płaczę. Nie polecam.
Dygoczę, ale nie z zimna
Urodziłam się z tą całą nadwrażliwością. Płaczę w kinie na filmach animowanych, płaczę, oglądając durne seriale, płaczę przy pożegnaniach, płaczę przy powitaniach, płaczę, składając komuś życzenia, płaczę przy spowiedzi, płaczę ze złości, płaczę ze szczęścia, płaczę... Ile łez może pomieścić w sobie człowiek? I czy ich zapas może się w końcu wyczerpać? Bardzo chciałabym to wiedzieć.
Nie dotykaj, boli
Czasem sobie myślę, że nie nadaję się do życia we współczesnym świecie. Boję się wyjść z domu, żeby nie zobaczyć czegoś strasznego lub nie dostać bejsbolem. Nie oglądam telewizji, bo spoty reklamowe z chorymi dziećmi doprowadzają mnie do wylania morza łez i znacznie uszczuplają moje konto bankowe. Gdy czytam o tych wszystkich dognappingach, to umieram. Nie chcę tu być!
Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi za waszą czułość w nieczułości świata, za niepewność wśród jego pewności. Bądźcie pozdrowieni za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych.