Komedie romantyczne to gatunek filmowy, od którego nie wymagamy za wiele. Ot, prosta historia miłosna z niedostępnym przystojniakiem i dziewczyną, z którą łatwo będziemy mogły się utożsamić. Liczymy na miłosne uniesienia, wzruszenia i happy end z ckliwą piosenką w tle. Jeśli skrycie marzysz o życiu rodem z komedii romantycznej, to naprawdę nic gorszego nie mogłoby Cię spotkać.
Po obejrzeniu „Listów do M. 2” można stwierdzić, że bez względu na to, czy jest to film polski, czy amerykański, komedie romantyczne są takie same. To nasz ratunek na chandrę i pocieszyciel w czasie PMS. Idealny partner do kubełka lodów lub słoika Nutelli. Tak naprawdę sabotażysta, przez którego ciągle wypatrujemy w oddali błysku zbroi tego jedynego. Uwspółczesniony rycerz zamiast wrogów na śmierć i życie ma paru grubiańskich kolegów, których my, kobiety nienawidzimy, a białego konia wymienił na sportowy samochód z silnikiem na gaz (z oszczędności). Tak czy inaczej pewne jest, że nasza bajka skończy się szczęśliwie. Mimo tego pomyślnego zakończenia życie według scenariusza komedii romantycznej byłoby po prostu nudne.
Rutyna
W komediach romantycznych wszystko jest przewidywalne - bardziej potrafi zaskoczyć zielone światło na przejściu dla pieszych. Sprawdzone schematy są powielane do porzygu. Doskonale wiemy, że kiedy ON będzie mówił, że mu zależy, ONA przypadkowo będzie gdzieś za rogiem i podsłucha jego wypowiedź. Wiadomo, że zazdrosna koleżanka pokrzyżuje IM szyki, próbując zmusić go do odwzajemnienia pocałunku, gdy akurat ONA wejdzie do pokoju. To pewne, że zakład, w którym się o nią założył, wyjdzie na jaw, oczywiście znów całkiem przypadkowo, ale ONA mu wybaczy, bo przecież to MUSI być miłość.
Przykład: w produkcji „Cała ona” szkolny casanova zakłada się z kolegami, że z niepopularnej dziewczyny uczyni królową balu. Co prawda nie mamy tutaj szklanego pantofelka, ale skojarzenia z Kopciuszkiem są jak najbardziej trafione. Oczywiście niepozorna bohaterka na swoją wyjątkową wrażliwość i inteligencję łapie szkolnego playboya.
Na pewno się zgodzisz, że tak przewidywalna rzeczywistość byłaby po prostu nieciekawa. Poza tym rutyna to gwóźdź do trumny każdego związku.
Naprawdę żenujące sytuacje
Każdy z nas ma anegdoty ze swojego życia, które zachowuje na specjalne okazje. Czasem wymarzoną randkę zepsuje nagłe oberwanie chmury (w komedii romantycznej skończyłoby się namiętnym pocałunkiem w pobliskiej bramie) lub gburowatym kelnerem w restauracji (który w filmie okazałaby się Twoim przyszłym mężem).
Wyobraźmy sobie następującą sytuację: dziewczyna wyznaje miłość swemu ukochanemu i chce ratować ich wieloletni związek. Niestety jest pijana i podczas tej kluczowej dla rozwoju relacji rozmowy zwraca zawartość żołądka. Aby się nie skompromitować, połyka ją z powrotem. Tak właśnie wygląda kluczowy moment fabularny w komedii „Jeszcze dłuższe zaręczyny”. W filmie „Nadchodzi Polly” główny bohater ma nieprzyjemną sytuację w toalecie. Chcąc zaimponować dziewczynie, zjada ostre potrawy, na które jest uczulony. Randka kończy się w naprawdę gówniany sposób.
Chyba żadna z nas nie chciałaby mieć w zanadrzu do opowiedzenia takich historyjek, jakie serwują nam komedie romantyczne. Nawet za cenę brylowania w każdym towarzystwie.
Run Forest run
Podobno pośpiech jest złym doradcą, ale na miłość boską, czy to my zawsze musimy czekać? Faceci reflektują się dopiero w ostatniej chwili i biegną za odjeżdżającym samochodem, pociągiem lub pędzą na lotnisko. Oczywiście przy okazji odwiodą nas od podjęcia nowych wyzwań zawodowych lub przeprowadzki do wymarzonego miejsca (z pewnością sądzą, że życie u ich boku przyniesie nam o wiele więcej korzyści niż nowa, świetnie płatna praca). I potem się dziwią, że my, kobiety mamy zszargane nerwy. Ale z drugiej strony... jakie to emocje!
W polskim tanecznym show „Kochaj i tańcz” Mateusz Damięcki biegnie na łeb i na szyje, aby odwieść Izabellę Miko od ślubu. Całe szczęście, że ona przezornie nie wyszła za mąż i tylko spacerowała wśród łanów zboża, czekając na Mateusza. W „Powiedz tak” z Jennifer Lopez i Matthew McConaughey'em w rolach głównych, pan młody, stojąc na ślubnym kobiercu, orientuje się, że bierze ślub z niewłaściwą osobą. W szaleńczym pędzie pokonuje miasto, by uchronić swoją prawdziwą ukochaną przed wyjściem za innego. Tutaj też zaskoczenie: ONA nie wzięła ślubu, tylko siedzi na drzewie, na którym spotkali się po raz pierwszy.
W temacie filmowych ucieczek i miłosnych powrotów nie mogło zabraknąć dialogu i sceny z filmu „Narzeczony Mimo Woli”.
On:
Doprowadziła mnie od szału.
(to z pewnością świetny wyznacznik miłości)
Seksowna koleżanka, która była wcześniej „tą złą”:
Wiem. Więc dasz jej tak odejść?
Nie da, więc biegnie na wspomniany już wcześniej łeb na szyję. Niestety samolot odlatuje. Oczywiście z miłością jego życia na pokładzie.
Jego matka:
Gdyby go nie kochała, to by nie uciekła
(to takie proste! zawsze jak spieprzasz od faceta to znak, że go kochasz)
ON jednak nie daje za wygraną, zziajany pokonuje tysiące kilometrów i w następnej scenie wchodzi do niej do pracy. Publicznie wyznaje jej miłość:
On:
Trzy dni temu nienawidziłem Cię...
(na to lecą laski, serio)
Oczywiście bohaterka nie przeprowadza się do innego miasta i nie zaczyna wymarzonej pracy, bo wybiera prawdziwą miłość. Co tam kariera, ważne, że facet, który nas nienawidził, zdał sobie sprawę, że jednak nas kocha.
Być może lepiej jest przyjąć postawę Bridget Jones, biegającej w podomce i ochlapywanej przez samochody, i wziąć sprawy we własne ręce. Wyznać miłość albo oświadczyć się, zanim ON przyparty do muru zdecyduje się coś zrobić, oczywiście w takim momencie, że stracimy wszystkie wspaniałe okazje, które postawiło przed nami życie.
Lepszy seks niż nic
Aby wyjść z friendzone potrzebna jest zazwyczaj więcej niż jedna butelka wódki. Po alkoholu nagle jesteśmy w stanie stwierdzić, że nasz najlepszy przyjaciel to w sumie atrakcyjny facet. A skoro tak dobrze się z nim dogadujemy, to musi być ten jedyny. Czy to z przyjacielem, czy z nowo poznanym chłopakiem w barze - kiedy zaczynamy znajomość od łóżkowych przygód, to w komedii romantycznej kończy się to prawdziwą miłością... Matko, i potem dziewczyny w to wierzą. Ja wierzę w przyjaźń damsko-męską i stanowczo sprzeciwiam się takim uogólnieniom. Poza tym nawet po dwóch butelkach wódki nie wszyscy będą piękniejsi.
Gorzej, kiedy jak Julia Roberts w filmie „Mój chłopak wychodzi za mąż” albo jak Patrick Dempsey (to ten przystojniak z serialu „Chirurdzy”) w „Moja dziewczyna się żeni” (cóż za różnorodność w tytułach), zorientujemy się w swoich uczuciach za późno. Ale od czego są rozwody?
Nie masz dziecka? Przepadłaś
W grę wchodzi jeszcze słodki piesek. Najlepiej jednak mieć małego, uroczego braciszka, wtedy nasze szanse na romantyczną historię rosną. Oczywiście najlepszy byłby syn, ale to mogłoby wynieść nas z komedii romantycznej do dramatu, a w tym artykule pozostaniemy wierni jednemu gatunkowi filmowemu.
Mając takiego szkraba, wszystko staje się prostsze: mężczyzna szybciej dorasta, a maluch podstępem dowie się, jaki jest nasz wymarzony pierścionek i przekaże tę cenną wiedzę odpowiedniej osobie. Dokładnie tak jak Kostek w „Listach do M. 2”, który dzięki swoim zakręconym pomysłom doprowadził do oświadczyn. Hugh Grant w „Był sobie chłopiec” pod wpływem 12-letniego Marcusa wydoroślał i stał się gotowy do stworzenia związku. Dobrym sposobem jest też pozostawienie dziecka pod drzwiami niedoszłego faceta. W „Tylko mnie kochaj” na taki patent poderwano Macieja Zakościelnego. No, czy może być lepiej?
Jego kumple to buce. Zawsze
I to najmilsze określenie, jakiego można użyć w tym temacie. Nałogowi palacze zioła, wyalienowane nerdy, seksoholicy lub grubiańscy i bezrobotni wielbiciele pizzy. Pokrótce: to oni sprowadzą Twojego lubego na złą stronę mocy. Jak nie wywiozą go na szaloną noc do Vegas, to wywołają, oczywiście niechcący, dwuznaczną sytuację ze striptizerką (która całkiem przypadkiem znajdzie się w ich wynajmowanym mieszkaniu). Najpierw będą Cię nienawidzić, a potem Was pogodzą. W sumie ostatecznie mogą Cię zaakceptować - skoro bez Ciebie ich kompan do picia i bekania jest nieszczęśliwy. Znając te wszystkie komediowe wzorce, bądźmy łagodniejsze dla kolegów naszych facetów i proszę, pozwólcie im iść na mecz do pobliskiego pubu.
Przeznaczenie
W każdej komedii romantycznej istnieje magiczna siła, która przyciąga ludzi jak przeciwne bieguny magnesu, a nawet potrafi cofać czas. Nienawidzisz kolegi z pracy? To pewne - jesteście sobie przeznaczeni. Niestrudzenie przypomina o tym aktorka Katherine Heigl, która występowała w wielu komediach romantycznych (m.in. „27 sukienek” czy „Brzydka prawda”), a takiej weterance chyba można wierzyć. Może więc warto spojrzeć przychylniej na znienawidzonego kolegę z pracy. Kto wie, może już biurko obok czai się miłość?
Popełniłaś błąd i chciałabyś odzyskać stracone lata? Nie ma sprawy. Tak jak w filmie „Dziś 13, jutro 30” magiczna siła sprawi, że cofniesz się w czasie i będziesz mogła dokonać właściwego wyboru – zgodnego z Twoim przeznaczeniem. Oczywiście wyboru miłosnego, w innych sprawach ten trick nie działa.
Happy end mimo wszystko
Komedie romantyczne lubią ubarwiać pewne sytuacje: mamy niesamowite zbiegi okoliczności i wspomniane już wcześniej miłości uratowane w ostatniej chwili. Co ciekawe, okazywanie naszych prawdziwych emocji, tych rozstarzaskujących talerze nad głową mężczyzny, zachodzi jedynie w kobiecej głowie. Uzewnętrznianie wściekłości pozostaje w sferze marzeń, co przypomina kultowy serial „Ally McBeal”, gdzie większość akcji miało miejsce w wyobraźni tytułowej bohaterki. A szkoda, bo czasem przydałoby się dać popalić natrętnej teściowej lub rozpętać piekło naszemu eks. Nawet romantyczne filmy pozostają w tym temacie jednostronne: rękoczyny w miłości nie są wskazane. W niektórych przypadkach śmiem w to wątpić.
Nawet z najgorszym typkiem możemy stworzyć idealny związek, o czym doskonale opowiada film „Wpadka”. Dwoje zupełnie innych ludzi łączy najsilniejsze życiowe spoiwo: dziecko. Po wielu wzlotach i upadkach główny bohater - leń i cham - staje się odpowiedzialnym ojcem. Przynajmniej tak się zapowiada pod koniec filmu.
Ale zaraz, co dalej? Gdzie brudne skarpety, gdzie kłótnie o niepozmywane naczynia? Twórcy komedii romantycznych wychodzą z jednego założenia: po co pokazywać koszmar, który dzieje się potem. Lepiej zostać w tej osłodzonej, lepiącej się od cukru bańce miłości. I może lepiej. Przecież właśnie takie jest życie: pierwsze motyle w brzuchu nie zwiastują nadciągających burzy i przyszłych, codziennych problemów. To jest dopiero materiał na świetny scenariusz.