Armia, po perturbacjach w składzie, wraca z nowym krążkiem „Toń”. Wokalista zespołu, Tomasz Budzyński, opowiada o swoich inspiracjach, roli wiary w życiu, nowej płycie i projektach, w których obecnie bierze udział.
Adrianna Sowińska: Armia istnieje od 1984 r., niedawno wydaliście dwunastą płytę. Jak to jest być na scenie tyle lat?
Tomasz Budzyński: Nie zastanawiałem się nad tym, jak to jest. Po prostu gramy i przynosi nam to radość.
AS: To jednak kawał życia.
TB: Bardzo lubię ten kawał mojego życia. Nigdy nie spodziewałem się, że tak się ono potoczy. Miałem okazję i zaszczyt współpracować w wieloma wspaniałymi ludźmi, a także udało mi się zrealizować niektóre z moich marzeń, jak choćby wydana w tym roku płyta „Rimbaud”, która jest niejako hołdem złożonym bohaterowi mojej młodości.
AS: A bardziej jest Pan malarzem czy muzykiem? (Tomasz Budzyński ukończył liceum plastyczne i przez jakiś czas studiował historię sztuki na KUL-u - przyp. red.)
TB: Malarzem, zawsze byłem bardziej malarzem. Muzykiem zostałem przez przypadek. Kiedy zakładaliśmy z kolegami zespół Siekiera, nikt z nas nie wiedział, że narobimy tyle szumu.
AS: Bardzo często zmienia się skład Armii, a w 2014 r. przyjęliście perkusistę Amadeusza Kazimierczaka (nazywanego Amade) i basistę Dariusza Budkiewicza. Skąd te zmiany?
TB: O to trzeba zapytać ludzi, którzy przychodzą i odchodzą. Zdarzają się też czasami smutne sytuacje, że niektórzy zostają z zespołu usunięci. Parę lat temu do zespołu Luxtorpeda odeszli od nas Krzyżyk (Tomasz Krzyżaniak – przyp. red.) i Kmieta (Krzysztof Kmiecik – przyp. red.). Wcale nie jest łatwo znaleźć od razu odpowiednich następców, a jak już się ich znajdzie, to trzeba się zgrać. Obecny skład jest bardzo mocny, zapraszam na nasz koncert, aby się o tym przekonać.
AS: Chciał Pan kiedyś grać inny gatunek niż punk rock? Może jazz?
TB: Jazzu bardzo lubię słuchać, ale grać wolę coś innego. Poza tym Armia nie gra punk rocka. Jak zaczynaliśmy w 1985 roku, to może i graliśmy punk, ale i tak bardzo nietypowy...
AS: A więc jaką muzykę gra Pana zespół?
TB: Jesteśmy... baśniowym zespołem poezji śpiewanej.
AS: Ostatnio rozmawiałam z Beatą Polak z zespołu Wolf Spider. Jak Pan wspomina współpracę z nią?
TB: Bardzo miło. Grała przez jakiś czas w Armii na perkusji. Nadal mamy kontakt, bo oboje gramy w zespole 2Tm2,3 (grupa nazywana potocznie „Tymoteusz”, reprezentuje chrześcijańskiego rocka – przyp. red.). To wyjątkowa kobieta, która ma mnóstwo energii, co widać i słychać.
AS: Skoro jesteśmy przy „Tymoteuszu” – religia odgrywa w Pana twórczości dużą rolę. W Pana tekstach pojawiają się nawiązania chrześcijańskie. To dlatego, że wiara inspiruje?
TB: Jestem chrześcijaninem, wierzę w Boga. W moich tekstach są częste odniesienia do wiary, bo wiara jest dla mnie czymś bardzo ważnym. Chrześcijaństwo nie jest sprawą prywatną, bo to jest tak jak w miłości, nie da się jej ukryć przed światem. W ogóle uważam, że prawdziwa sztuka zawiera w sobie pierwiastek sakralny i metafizyczny, bo jest skierowana do ludzkiej duszy, a nie do intelektu.
AS: Najnowszą płytą „Toń” krzyczy Pan to światu?
TB: Cóż, tytuł jest bardzo tajemniczy i wieloznaczny. Można go interpretować na różne sposoby. Dla mnie „toń” to bardzo niebezpieczna głębia, otchłań, w której można utonąć. Może to jest ta otchłań, o której mówi Nietzche? Kto w nią patrzy, musi mieć świadomość, że ona patrzy na niego...
AS: W tym roku poza krążkiem z Armią wydał Pan jeszcze płytę z zespołem „Rimbaud” i „Źródło” z 2Tm2,3. Znajdzie Pan czas na napisanie kolejnej książki, po autobiograficznej „Soul Side Story”?
TB: Przede wszystkim w przyszłym roku chciałbym nagrać kolejną płytę solową. Kto wie, może się też uda zrobić elektryczny album z 2Tm2,3 ?
AS: A książka?
TB: Nie wiem, na razie nie myślę o dużych formach, bardziej tomik wierszy, jak już.
AS: Nadal jest Pan fanem Tolkiena?
TB: Oczywiście, że tak. Obok Dostojewskiego, Kafki i Marqueza to jeden z moich ulubionych pisarzy. Czy można kiedykolwiek przestać lubić „Władcę pierścieni”? Ja będę fanem Tolkiena do śmierci.