Wśród przyjaciół ma prawie samych Powstańców, ubiera się w stroje z lat 30–40, słucha charakterystycznej dla tego okresu muzyki. Żyje pasją do ludzi z tamtych lat i ich historii. Rozmawiamy z Anią Orlik, wolontariuszką Muzeum Powstania Warszawskiego, należącą do grupy historycznej „Zgrupowanie Radosław”.
Ilona Feliksiak: Skąd wziął się u Ciebie pomysł na wolontariat akurat w Muzeum Powstania Warszawskiego?
Anna Orlik: Zawsze interesowałam się historią, szczególnie okresem II wojny światowej i Powstania Warszawskiego. Kiedy zaczęłam oglądać przedwojenne filmy, pomyślałam sobie: to jest to! To mój świat i w myślach zaczęłam budować wehikuł czasu. Aktorzy grający w tym kinie byli związani z okresem wojny i Powstania Warszawskiego, więc zaczęłam interesować się też samym Powstaniem.
Pierwsza książka o tematyce powstańczej, jaką przeczytałam, nosiła tytuł „Pełnić służbę... Z pamiętników i wspomnień harcerek Warszawy 1939–1945”. Ta książka ma 600 stron, a przeczytałam ją w dwa dni. Tak mnie wyrzuciło z czasoprzestrzeni, że siedziałam nad nią non stop przez dwa dni, w ogóle nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Byłam jakby w zupełnie innym świecie. Już wtedy wiedziałam, że w Muzeum Powstania Warszawskiego jest wolontariat, ale byłam strasznie nieśmiała, bałam się wyjść do ludzi. Jak sobie wyobrażę siebie z 2010 roku i teraz, to są po prostu dwie zupełnie inne osoby. Kiedyś, gdybym miała dotrzymać towarzystwa Powstańcowi albo wziąć udział w jakimś wydarzeniu, gdzie jest mnóstwo ludzi, to pewnie dostałabym zawału i padłabym na środku sali. Długo o wolontariacie myślałam, czaiłam się, czaiłam, aż w końcu 2 lata temu przyszła taka okazja, gdy przeprowadziłam się do Warszawy, na Żoliborz. A że stamtąd były dwa kroki do Muzeum, to wreszcie zgłosiłam się i zostałam wolontariuszką.
IF: Wiem, że masz mnóstwo przyjaciół wśród osób, które przeżyły Powstanie Warszawskie. Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Powstańcami?
AO: Najpierw poznałam Pana Edwarda Mateckiego, który walczył w Batalionie Gustaw. To najsłodszy człowiek na świecie, po prostu nie ma drugiego tak uroczego człowieka! Zostałam przydzielona do towarzystwa Panu Edwardowi i jego żonie na premierze filmu o Powstaniu Warszawskim. Oj, to był stres. Nie jest łatwo opiekować się dwójką dziewięćdziesięciolatków, którzy nie mają za bardzo siły, by samodzielnie chodzić. Dodatkowo wokół mnie było około 120 innych powstańców, plus sam fakt, że będziemy oglądać film o Powstaniu z ludźmi, którzy rzeczywiście brali w nim udział, dołożył mi jeszcze więcej emocji. Najpierw my – wolontariusze – byliśmy odwiedzić Pana Edwarda w jego domu, by zaprosić go na premierę. Ja byłam przed jego blokiem już pół godziny wcześniej. Zastanawiałam się, co będzie, jak powiem coś nie tak albo nie tak się zachowam. Otworzyła mi Pani Basia, żona Pana Edwarda. Gdy zobaczyłam pana Edka, to po prostu serce mi stopniało! Kiedyś pożyczył mi książkę, w której jest opisana jego powstańcza historia, na marginesach były też jego różne notatki. To było niesamowite! Spałam z tą książką pod poduszką, żeby się nią nacieszyć. Żona Pana Edwarda też jest wspaniałą osobą. Wiele razy, gdy ich odwiedzałam i widziała, że coś jest nie tak, że coś mnie „gryzie”, dotąd mnie ciągnęła za język, aż dowiedziała się, o co chodzi. Po prostu dawała mi rady życiowe.
IF: To niesamowite, że tak świetnie się dogadujesz z ludźmi, którzy mogliby być Twoimi dziadkami.
AO: To zupełnie inne pokolenie. Osoby, które ciągle narzekają, to pokolenie moich dziadków. Pokolenie Powstańców to np. takie osoby: wchodzą do tramwaju.
– Czy może chce Pani usiąść? – pytam.
– Nie, dziękuję kochanie, ja postoję. Ale dziękuję za propozycję.
To jest właśnie to pokolenie. Oni są zupełnie inni, nie narzekają pół dnia, że coś im dolega, że coś ich boli. Jeśli tak jest, to po prostu to stwierdzają, często skwitują to żartem i tyle. Bez niepotrzebnego gadania. Mężczyźni Powstańcy bardzo dobrze odnoszą się do kobiet, zawsze całują w rękę na przywitanie, zdejmują płaszcz, otwierają drzwi. Muszę powiedzieć, że uwielbiam chłopców z Muzeum, bo oni też się tak zachowują. (śmiech)
IF: Widzę, z jaką pasją i zaangażowaniem opowiadasz o tych wszystkich ludziach, o Muzeum i jestem pod wrażeniem. Wolontariat w Muzeum Powstania to po prostu Twój sposób na życie?
AO: Tak! Odkąd jestem wolontariuszką, to po prostu jestem sobą. Kiedyś próbowałam się dostosować do wszystkich. Teraz naprawdę nie obchodzi mnie, co ktoś sobie pomyśli, np. gdy idę w panterce (mundur powstańczy – przyp. red.) przez miasto. Często ludzie boją się siadać koło mnie w autobusie, gdy mam na sobie jakiś strój z tamtej epoki, a to bywa całkiem zabawne.
Mam też tak, że śpię z nowymi skarbami albo książkami pod poduszką. Zawsze śpię z książką „Zośka i Parasol”, to jest po prostu moja Biblia! Kocham tę książkę i znam ją na pamięć, ale nic jej nie przebije. Rozszerzeniem „Kamieni na szaniec” jest właśnie „Zośka i Parasol”. Ja i moje koleżanki wolontariuszki przejęłyśmy z tej książki prawie wszystko, różne żarty i powiedzonka, a naszym ulubionym jest: „Typie, typie, stuknij się w łeb”.
IF: No właśnie, wspomniałaś o strojach, ubierasz się dosyć oryginalnie. Skąd bierzesz ubrania z czasów Powstania? Może zaprzyjaźniłaś się z babciną szafą?
AO: A, to bardzo różnie, często to cała machina kombinacji. Przede wszystkim podstawa to lumpeksy, oprócz tego wyszukuję ubrania w Internecie. W grupie historycznej „Zgrupowanie Radosław”, do której należę, mamy przepływ rzeczy, po prostu jeden wielki bazar, na którym ciągle się czymś wymieniamy. Oprócz tego większość moich koleżanek nosi rzeczy właśnie od babci z szafy. Jedna znalazła u babci na pawlaczu przedwojenne oficerki. Mówi, że chodzi się w nich jak w gipsie, ale sam fakt, że mają one tyle lat, sprawia, że wygoda to drobny szczegół.
IF: Wiem też, że całym sercem jesteś za tym, aby w domu, w którym kiedyś mieszkał Tadeusz Zawadzki ps. Zośka, powstało Muzeum Szarych Szeregów.
AO: Tak, w Zalesiu Dolnym pod Warszawą stoi dom, w którym mieszkał Zośka z Szarych Szeregów. Tą inicjatywą zajmuje się Fundacja „Dom Zośki”, którą założyło Towarzystwo Przyjaciół Zalesia Dolnego. Głównym celem fundacji jest wykupienie i wyremontowanie dawnego domu Zośki, czyli Tadeusza Zawadzkiego – legendy Szarych Szeregów i stworzenie w nim ośrodka muzealno-kulturalnego. To miejsce będzie nawiązywać do Szarych Szeregów i działań konspiracyjnych z czasów II wojny światowej i okresu powojennego. Gdy ja i moje koleżanki wolontariuszki byłyśmy po raz pierwszy w tym domu, to po prostu płakałyśmy z radości, że jesteśmy tu i możemy dotykać klamek od drzwi czy od okien, których kiedyś dotykał Zośka. Jesteśmy takimi pasjonatkami, że czasem zachowujemy się jak postrzelone.
IF: Historia, muzeum, Powstańcy to Twój świat, a jak odnajdujesz się we współczesnej rzeczywistości?
AO: To, że interesuję się historią i przeszłością, nie zmienia faktu, że jestem dość współczesną osobą. Mogę powiedzieć, że jestem dzieckiem Internetu, pół życia spędziłam w sieci. Uważam, że gdy umie się korzystać z Internetu, a nie tylko siedzieć i odświeżać Facebooka, to można naprawdę sporo się nauczyć. Mam też taką zasadę, że gdy wychodzę z domu, wyłączam Internet w telefonie. Szlag mnie trafia, gdy widzę moich znajomych, którzy nie potrafią choć na chwilę rozstać się z telefonem i Internetem.
IF: Opowiedz jeszcze o swojej wielkiej miłości...
AO: Jestem zakochana w Bronku Pietraszewiczu, który był w kompanii „Pegaz”, potem przemianowanej na „Parasol”, był też pierwszym wykonawcą wyroku na dowódcy SS Franzu Kutscherze. Mam przyjaciółkę, która zna wnuczkę siostry Bronka. Ona wie, że szaleję na jego punkcie, dlatego „wydębiła” kiedyś specjalnie dla mnie skan jego nigdzie niepublikowanej fotografii. Dostałam to zdjęcie na urodziny. Gdy je zobaczyłam, piszczałam z radości na całą Warszawę. Bronek był fantastycznym człowiekiem i wielkim wzorem dla mnie. W ogóle chłopcy i dziewczęta z książki „Zośka i Parasol” są dla mnie jak przyjaciele.
Bronek to moja miłość. Po co kochać się w żywych? Z nimi są same problemy. A Bronek ani nie zdradzi, ani nie zrani, tylko nie żyje, cholera! Często wyobrażam sobie, jak to by było pić z nim herbatkę i rozmawiać albo co by powiedział w jakiejś sytuacji.