W mediach, na stronach społecznościowych czy nawet serwisach informacyjnych co jakiś czas pojawiają się nowinki zdrowotne, które z zasady mają nam pomóc w funkcjonowaniu. To temat poruszany zwłaszcza chętnie w przypadku osób decydujących się, by przejść na dietę i zgubić kilka nadprogramowych kilogramów. Z reguły informacje te mają ułatwić poradzenie sobie z restrykcjami, choć częściej tak naprawdę mówią, jak je obejść.
Niektóre mity trwają od pokoleń, są powtarzane przez babcię, ciągnięte przez mamę i niekiedy przez nas. Rzadko prawdziwe albo chociażby naukowo potwierdzone. Chyba każdy z nas złapał się kiedyś na jedno z takich przekonań, nie sprawdzając wnikliwiej, lecz dając się ponieść zapewnieniom jednej osoby. Czasami zdecydowanie przyjemniej było nam w pewne rzeczy wierzyć dla własnej wygody.
Przed Wami lista mitów żywieniowych, by raz na zawsze rozwiać wątpliwości i zaszczepić w sobie racjonalnego, zdrowotnego ducha.
Lody przecież nie tuczą
Przekonanie, że spożywanie lodów, bez względu na ilość, nie wiąże się z przyjmowaniem dodatkowych kalorii czy odkładaniem się w postaci tkanki tłuszczowej, zrobiło furorę już kilka lat temu. Był to pogląd propagowany zarówno w mediach, jak i w serialach telewizyjnych czy nawet głoszony przez niektórych lekarzy. Opierał się on na tezie, która głosiła, że organizm od razu spali zimny posiłek, gdyż będzie musiał zmarnować znacznie więcej energii, by go ogrzać. Zabawne, że zachęcała do tego nawet pani dietetyk w jednym z programów stacji TVN, twierdząc, że 50 kcal to równoważność jednej gałki lodów i energii, jaką nasz organizm będzie musiał wytworzyć na ogrzanie substancji do temperatury wewnętrznej ciała. Szybko jednak młodzi dietetycy naprawili błąd w komentarzach pod filmikiem, podając wnikliwe kalkulacje. Okazuje się, że podgrzanie loda w organizmie to wysiłek rzędu 0,2-0,1 kcal. Stopienie zaś oscyluje w granicach 4 kcal. Następnie powstałą ciecz należy podgrzać o około 40 stopni, co daje nam wydatek energetyczny niespełna 2 kcal. Na wszystkie te procesy zużywamy zatem około 6 kcal. Pozostałe 44 kcal pozostają na piękny tłuszczyk brzuszka, bioderek i ud. Nie mówcie zaraz lodom nie, bo warto sobie dogadzać, ale z umiarem.
Po treningu tylko piwo
Szał wśród mężczyzn wywołała informacja, że piwo świetnie się sprawdza po treningu fizycznym. Plusy takiej kuracji piwnej to: nawodnienie lepsze niż wodą oraz szybkie dostarczenie węglowodanów, a także utraconych w czasie wysiłku mikroelementów. Każdy portal internetowy, stacja radiowa i wiadomości chciały propagować tę wspaniałą nowinę. Szkoda tylko, że dowodów naukowych wciąż brak. Co zatem wiadomo? Otóż, owo wspaniałe piwo działa moczopędnie, więc kwestia nawodnienia raczej natychmiast zostaje skreślona. Nie zapominajmy też o samym alkoholu, który będąc trucizną, nie sprzyja regeneracji mięśni ani tym bardziej metabolizowaniu kwasu mlekowego (tzw. zakwasy) czy przeciwdziałaniu mikrourazom. Dodatkowo piwo niesie ze sobą kalorie - duży kufel piwa (0,5 l) to około 250 kcal. Nie lepiej zatem zainwestować po siłowni w dobry izotonik i smacznego banana?
Wino to lek na serce (i całe zło)
O tym, że lampka wina potrafi mieć zbawienne właściwości dla układu krążenia, słyszał chyba każdy z nas. Często jednak była to świetna wymówka do sięgania po kolejną i jeszcze następną lampkę. Jak więc sprawa wygląda naprawdę? Wszystkiemu winne są znajdujące się w czerwonym winie polifenole, czyli naturalne przeciwutleniacze (tu warto zaznaczyć, że znaleźć je można nie tylko w winogronach, ale i jagodach, brokułach, cebuli, kapuście, także zielonej herbacie). Wyniki badań sugerują, że ich działanie opiera się na hamowaniu stanu zapalnego oraz wolnych rodników, a także wiązaniu jonów metali w organizmie. Także etanol zawarty w winie, pod warunkiem, że jest spożywany w niewielkich ilościach, ma na nas korzystny wpływ. Co więcej, słynny „francuski paradkos” (Francuzi jedzą tłusto, ale piją wino, więc długo cieszą się zdrowiem) stwierdza, że picie lampki wina wspomaga trawienie tłuszczów (poprzez hamowanie utleniania „złego” cholesterolu i jego dokładania w postaci blaszek miażdżycowych). Same plusy.
Należy wziąć jednak pod uwagę, że wpływ zarówno polifenoli, jak i alkoholu na czynność płytek krwi, a także rozpuszczanie skrzepów jest tylko tymczasowy. Zwykle utrzymuje się nie dłużej niż dobę.
Nie jest to bynajmniej zachęta do alkoholizmu. Butelka wina lepiej niech starcza na więcej niż jeden posiłek.
Jajka źródłem wrogiego cholesterolu
Wiele razy słyszałam, że jajka są generalnie dobre, ale należy je jeść z umiarem. Ponoć do 3 w tygodniu. Stosowałam się do tej zasady, aż zaskoczyła mnie znajoma dietetyczka, która powiedziała, że to bzdura. Trend ten ponoć obalono. W latach 70 American Heart Association (AHA) określiło rekomendacje dietetyczne, które mówiły, że limit dzienny cholesterolu nie powinien przekraczać 300 mg, a liczba spożywanych w tygodniu jajek nie powinna wynosić więcej niż 3. Ostatnie 50 lat królowało powyższe przekonanie, które uważało żółtka jaj za przyczynę wysokiego poziomu cholesterolu we krwi i zwiększenia ryzyka chorób sercowo-naczyniowych. W międzyczasie przeprowadzano badania, by dowieść nieprawidłowości tej tezy. W końcu chylący się ku schyłkowi 2015 rok przyniósł nam odpowiedź - dr. Donald J. McNamara wykazał, że jedzenie jajek nie ma związku ze zwiększeniem ryzyka zachorowalności na serce. Co więcej, jajka są źródłem wielu składników odżywczych (selenu, witamin E i D, kwasów omega-3 oraz ksantofili, a także pełnowartościowego białka) i mogą mieć znaczący wpływ nie tylko na zdrowie, ale i długość życia. Śmielej zatem sięgajcie po nie, czy to na śniadanie, czy obiad.
Pod żadnym pozorem nie jedz po 18
Wśród osób, które przechodzą na dietę, dominuje pogląd, że ostatni posiłek najlepiej zjeść do godziny 18. Potem już basta, inaczej efekt odchudzania pójdzie w diabły. To prawda, jeśli ktoś kładzie się spać o godz. 22. W innym przypadkach to się nie sprawdza. W czym rzecz? W zasadzie zdrowego jedzenia co 3-4 godziny. Jeśli zjemy więc o 18, położymy się spać później niż o 22, prawdopodobnie przed snem dotknie nas mały głód i burczenie w brzuchu, a więc nasz organizm zasygnalizuje, że brak mu energii. Przed nami tymczasem kilka godzin snu, do których, o dziwo, też potrzeba mu sił. Jedząc zatem posiłek na 3-4 godziny przed pójściem spać, dajemy organizmowi możliwość strawienia pokarmu. Trochę inaczej ma się sprawa w przypadku niektórych jednostek chorobowych (np. cukrzycy) czy zawodowych sportowców. My laicy najadajmy się odpowiednio wcześnie, by dobrze przespać noc.
Pomidor i ogórek - przyjaciele czy wrogowie?
Nie raz i nie dwa zdarzyło mi się zostać zruganą za sałatkę z tymi dwoma warzywami, zrobioną na wzór tradycyjnej kuchni śródziemnomorskiej. Wszyscy mówili, że ogórka z pomidorem pod żadnym pozorem łączyć nie można, bo to niezdrowo, bo jedno zabiera drugiemu właściwości. Postanowiłam zatem sprawę zbadać, by raz na zawsze rozstrzygnąć ten spór. Otóż, sprawa wygląda następująco - chodzi o witaminę C!
Pan ogórek zawiera bowiem enzym – askorbinazę – który rozkłada wspomnianą wyżej witaminę, źródłem której jest z kolei pan pomidor. Jeśli więc zależy nam na dużej zawartości witaminy C w danej potrawie, to faktycznie lepiej unikać tego połączenia. Jeśli jednak nie jadamy warzyw z kalkulatorem witamin i minerałów w oczach, a robimy to dla zwykłej przyjemności i smaku, czemu nie. Pamiętajmy, że sałatka z pomidorem i ogórkiem to danie bogate w szereg innych, korzystnych dla zdrowia mikroelementów. A cytrusami na deser możemy wyrobić witaminową normę.
Trend na zdrowie
Mitów, jak i ich twórców, jest wiele. Ja przedstawiłam tylko kilka, w mojej opinii niezwykle powszechnych i znanych większości z nas, bo dotyczących zagadnień bliskich kulturze Polaków. Wiecie już, jak to z nimi jest, więc wprowadźcie je w życie i pochwalcie się wiedzą znajomym. Tym razem – wiedzą sprawdzoną.
Co do innych mitów, warto podejść do nich z rezerwą. Nikomu z nas, nie chce się przecież godzinami siedzieć na stronach z publikacjami naukowo-medycznymi, by weryfikować zasłyszane tezy żywieniowo-zdrowotne. Nie traktujmy zatem mitów od razu jako jedynej, słusznej prawdy ani nie zapominajmy o nich w okamgnieniu. Warto czasem zapytać kolegę / koleżankę, co sądzą na ten temat, zasięgnąć porady kogoś, kto podobnymi zagadnieniami się zajmuje, a może też przedyskutować sprawę w większym gronie. Niech nowym trendem stanie się rozprawianie o zdrowiu i racjonalnym żywieniu – by trochę odpocząć od polityki.