Biedny nie znaczy żebrak. O tym, jak dajemy się zwieść pozorom

żurnalista

Uwielbia się śmiać i rozdawać uśmiech innym :) Napisała nawet pracę dyplomową o śmiechu i śmiechoterapii, oczywiście śmiech sam się obronił bez większego wysiłku. Kocha życie we wszystkich jego barwach i odcieniach, stara się cieszyć nim jak tylko może. Pochodzi z krainy kwitnących sadów, gdzie redaguje lokalny miesięcznik, od kilku lat działa w trzecim sektorze, koordynuje projekty społeczne i młodzieżowe oraz pracuje w Ośrodku Kultury. Już jako kilkuletnia dziewczynka chciała zostać dziennikarką. Minęło trochę lat i marzenie małej dziewczynki się spełniło. Wróć marzenia same się nie spełniają. To my je spełniamy - z takiego właśnie założenia wychodzi Ilona. Lubi pisać o ludziach i tym co się wokół nich dzieje, rozmawiać z nimi, inspirować siebie i innych, pisać o z pozoru zwykłym, a w tej zwykłości jednak niezwykłym życiu.

 3 min. czytania
 0
 42
 26 listopada 2015
fot. pixabay.com
Jednym zdaniem: O spotkaniu z człowiekiem, który po prostu był głodny.

Zazwyczaj pojawiają się w strategicznych miejscach dużych miast. Zaczepiają, prosząc o parę groszy, biorą ludzi na litość, bo są chorzy, niepełnosprawni i spotkało ich wiele innych tragedii życiowych. Ci dobrzy w swoim fachu potrafią zarobić nawet od 200 do 500 zł dziennie. Pewnego razu myślałam, że spotkałam jednego z nich. Jednak niby-żebrak okazał się kimś zupełnie innym.

To był początek lipca i mój ostatni egzamin na studiach. Słońce grzało jak oszalałe, a ja z głową pełną planów i rozmyślań nad moją piękną przyszłością, kierowałam się w stronę tramwaju w centrum Warszawy. Wychodzę z przejścia przy Marszałkowskiej. Koniec studiów! Trzeba to jakoś uczcić. Może by tak nowe buty? Obcas przynajmniej 10-tka. O tak! Przecież należy mi się coś od życia, a pieniądze są od tego by je wydawać – myślę sobie. No to idę po te moje wymarzone buty. Idę, rozglądam się i zamiast słyszeć z wystaw sklepowych pełnych butów, torebek, kolorowych T-shirtów „Kup mnie! Kup mnie, jesteśmy twoje!”, słyszę:

– Przepraszam, czy mogę przeszkodzić? Potrzebuję pomocy – zapytał mnie mężczyzna. Nieogolony, skromnie ubrany, z kulą przy boku, tak na moje oko miał około siedemdziesiątki. W pierwszej chwili pomyślałam sobie, że to na pewno żebrak i zaraz będzie chciał kasę.

– Przepraszam, spieszę się – rzuciłam szybko i już chciałam iść dalej...

– Ale proszę mnie wysłuchać. Ja nie jestem żebrakiem – każdy tak mówi, a potem chce pieniądze – pomyślałam. Ale mój wewnętrzny głos Matki Teresy, mówił mi, żeby dać szansę temu człowiekowi.

– No dobrze. O co chodzi? – udawałam, że naprawdę się spieszę, gdyby jednak okazało się, że mężczyzna jest żebrakiem i testuje na mnie nową sztuczkę na łowienie kasy.

– Nie mam pieniędzy, a muszę teraz coś zjeść. Kupiłaby mi Pani kefir? Może być najtańszy. Przepraszam, że zawracam Pani głowę, jak Pani bardzo się spieszy, to proszę się mną nie przejmować, jakoś sobie poradzę – zamurowało mnie. Żebracy, których spotykałam, nigdy nie prosili o jedzenie, a gdy proponowałam, że zamiast 2 zł mogę kupić bułkę albo coś do jedzenia – nie chcieli. A przecież gdy ktoś jest naprawdę głodny i nie ma na chleb, chlebem nie gardzi pomyślałam. Nie pytałam o nic więcej. Poszłam do marketu naprzeciwko. Kupiłam 2 kefiry, kajzerki, wędlinę i jakiś sok owocowy.

– Proszę i życzę smacznego – odparłam, wręczając zakupy starszemu mężczyźnie.

– Ojej, ale po co tyle? – widziałam w jego oczach zakłopotanie, a w głosie czułam jakby lekki wstyd.

– Proszę wziąć, będzie na później – w tym momencie zajrzał do reklamówki.

– Przepraszam, ale ja mogę przyjąć tylko te dwa kefiry.

– Niech Pan nie żartuje! Reszta też może się przyda, zrobi Pan sobie kanapki.

– Ja bardzo chętnie. Tylko wie Pani, ja mam cukrzycę i biorę insulinę. Właśnie zrobiłem sobie zastrzyk i muszę teraz koniecznie coś zjeść. Jakbym mógł to zjadłbym z chęcią te bułki i wędlinę, i sok bym wypił... Ale właśnie wyszedłem ze szpitala i muszę uważać, co jem, bo znajdę się na tamtym świecie. Wie Pani, byłem w takim stanie, tak wysoki cukier miałem, że teraz to nie przelewki. Te rany na nodze to też od tego - spojrzałam na jego nogę, cała zabandażowana. To dlatego chodził o kuli.

– Rozumiem i przepraszam, nie wiedziałam. Może jeszcze Panu jakoś pomóc? Może taksówkę do domu zamówić?

– Nie ma takiej potrzeby. Dalej sobie poradzę. Jak ja się Pani odwdzięczę? – pocałował mnie w obie dłonie.

– Naprawdę nie ma za co dziękować. To ja dziękuję. Do widzenia i zdrówka życzę! – odparłam resztką tchu. Odeszłam kilka kroków i odwróciłam głowę, by spojrzeć jeszcze raz na starszego pana. Pił kefir. Pił tak, jak gdyby przez kilka dni nic nie jadł.

Szłam przez miasto i ryczałam jak głupia. Głupia, bo oceniłam go po wyglądzie – skoro stary, brodaty człowiek, w lichych ubraniach, to na pewno żebrak. A on był po prostu biedny.

Uświadomiłam sobie jak bardzo szufladkujemy ludzi, jak żyjemy stereotypami i powielaniem tego, co raz sobie zakodowaliśmy w naszej durnej łepetynie. Ułożyliśmy sobie pewien obrazek rzeczywistości i jego się trzymamy. Bo tak po prostu łatwiej. Bo po co się zastanawiać i analizować każde wydarzenie, sytuację, każdy szczegół? Przecież jak ktoś wygląda jak żebrak, to jest żebrak!

Udostępnij na  (42)Skomentuj