Przyjdzie taki na egzamin i dostanie piątkę, a ani razu nie pojawił się na wykładzie. Znacie to, prawda? Jeśli należysz do tych zdolnych, czujesz nie lada satysfakcję, jeśli jesteś ich kolegą z roku, myślisz sobie: „ja też tak chcę”.
W szkole nazywani są zdolnymi leniami, dostają dobre oceny, a ich wykład pracy jest o niebo mniejszy niż u innych. O takich mówi się, że mają potencjał, są wybitnie zdolni. Zazwyczaj nie zabiegają o dobre stopnie, a i tak je otrzymują.
Słomiany zapał
Przykładem zdolnego lenia może być Roman Łoziński, który na co dzień zajmuje się przygotowaniem kampanii marketingowych. – Jak miałem jakieś 8 lat, dostałem swój pierwszy komputer i zacząłem programować, bo wtedy jeszcze gry nie były tak fascynujące jak dzisiaj. Programowanie strasznie mnie wciągnęło (...), zacząłem tworzyć jakieś proste programy i gry, aż do momentu kiedy przeszedł do mnie ojciec. Powiedział, że potrzebuje do swojej firmy jakiegoś prostego programu. Ja ten program napisałem, miałem wtedy 10 lat. Usłyszałem wtedy przy kotlecie: „Ty będziesz informatykiem, jesteś niesamowity. Taki dzieciak i takie rzeczy robi”. I od razu straciłem zapał. Potem zacząłem trenować kung fu. Usłyszałem: „Wow, dobry jesteś, na pewno pojedziesz na jakieś mistrzostwa”. I straciłem zapał. Za każdym razem, kiedy szło mi dobrze w jakiejś dziedzinie, traciłem zapał. Kiedy otworzyłem własną firmę, myślałem, że będę panem własnego losu. Działałem rok, potem drugi, wygrywałem przetargi i odnosiłem sukcesy. Powiedziałem sobie: fucken, jaki ja kiedyś będę bogaty i... straciłem zapał. Moją klątwą było przekonanie, że cokolwiek będę w życiu robił na pewno odniosę sukces– mówi Roman Łoziński podczas swojego wystąpienia na TEDzie.
Życie przeciętniaka
Słaba ze sportu, czwórkowo-trójkowa. – Początkowo rodzice mieli parcie, bym była lepsza od innych i denerwowali się, kiedy nieidealność wychodziła na jaw. Wciąż pytali, dlaczego ja dostałam tylko czwórkę, podczas gdy koleżanka otrzymała piątkę. W końcu przestali naciskać i powiedzieli, że mogę być drwalem, sprzątać ulice, najważniejsze, bym była szczęśliwa. Wtedy wszystko się zmieniło, zaczęło mi zależeć i sobie samej chciałam pokazać, że mogę. Od tamtej pory nie przeszkadzało mi, że aby osiągnąć cel, muszę włożyć więcej pracy niż inni. Zaczęłam sobie z tym radzić – opowiada Aleksandra.
Praca w pocie czoła
Amerykańscy badacze udowodnili, że osiągnięcie mistrzostwa w jakieś dziecinie okupione jest trenowaniem danej czynności przez 10 tys. godzin, więc trzeba sobie powiedzieć jasno: cudów nie ma, a bez płacy nie ma kołaczy. To oznacza, że trzeba trenować 3 godziny dziennie przez 10 lat. Sukcesy bracia Wright i Thomasa Edison były okupione niestrudzonymi próbami. Gdyby nie wytrwałość, nie udałoby się im osiągnąć upragnionego celu. Czy ich osiągnięcia zostały zdeterminowane przez wrodzony talent? Zdecydowanie nie. Do sukcesu doszli dzięki swojej determinacji i ciężkiej pracy. Thomas Edison mawiał, że szansa umyka uwadze większości osób, ponieważ jest ubrana w roboczy kombinezon i wygląda jak praca.
Potencjał ogranicza
Sukces to wynik równania, w którym pracę dodamy do możliwości. Jeśli ktoś wkłada mało pracy, a osiąga sukces, to znaczy, że ma większy potencjał. Rzeczywistość wygląda jednak nieco inaczej, wiele eksperymentów pokazuje, że osoby, które wykazały więcej zaangażowania niż inni, osiągają stawiane sobie cele. Psycholog Anders Ericsson w latach 90. prowadził badania w Berlińskiej Akademii Muzycznej. Celem badania było znalezienie urodzonych talentów, ludzi, którzy bez nakładu pracy osiągają sukces. Przy pomocy profesorów wykładających na akademii podzielił studentów na trzy grupy: wirtuozów, którzy mieli szansę na międzynarodową karierę, tych dobrych otrzymujących przeciętne noty i tych słabych, którzy nigdy nie zrobią kariery muzycznej. Wszystkim zadano wtedy to samo pytanie: Odkąd po raz pierwszy wzięliście skrzypce do rąk, ile godzin przeznaczyliście na ćwiczenie? Wszyscy studenci zaczęli grać w podobnym wieku. Jak się okazało, osoby uznane za wybitne ćwiczyły więcej niż wszyscy inni.
Osoby, którym przypięto łatkę zdolnych, niejednokrotnie boją się, że kiedy wykażą się większym zaangażowaniem i nie osiągną lepszego efektu wyjdzie na jaw, że wcale takie dobre nie są. Ewentualny fakap mogą zawsze wytłumaczyć tym, że „i tak się nie uczyły” lub „zrobiły to od niechcenia”, co w dłuższej perspektywie powoduje zagnieżdżenie się w strefie komfortu.
Każdy ma pewne predyspozycje do nauki konkretnej dziedziny lub świetną intuicję.
Oczywiście warto korzystać z zasobów, które dała nam matka natura. Dlaczego osoby, które nie mają naturalnych predyspozycji psychofizycznych do wykonywania sportu, stają się olimpijczykami i przerastają o głowę, tych którzy „urodzili się” biegaczami czy lekkoatletami? Wszystko zależy od pracy i od radości, jaką się czerpie z tego, co się robi. Chodzi o podejście, o wytrwałość, o to, żeby nie bać się potu, porażek i nieprzespanych nocy.
Na ścianie jednej z amerykańskich firm wisi napis „Fail harder”. Został wykonany z pinezek w najtrudniejszy z możliwych sposobów – tło z pinezek układa się w napis. Podobnej determinacji, którą mieli jego twórcy, życzę Wam w codziennej pracy.