Codzienne przygody w komunikacji miejskiej

żurnalista

Jest osobą twardo stąpającą po ziemi. Głównie milczy, ale bezustannie obserwuje za to świat wokół niej. Przyjaciele mówią, że jest złośliwa, a ona im za to z uprzejmie dziękuje. W wolnym czasie słucha muzyki wszelkiej maści, trzymając przy tym ołówek w garści. Jest fanką fantastyki i komiksów, sama też je tworzy. Uczy się wszystkiego metodą prób i błędów, bo w życiu nie ma nic zabawniejszego. A formalnie rzecz ujmując: dwie nogi, dwie ręce, głowa pośrodku, czyli – jakby nie patrzeć – człowiek.

 4 min. czytania
 0
 30
 28 października 2015
Angelika Kruczek
Jednym zdaniem: Oto co może cię spotkać, gdy podróżujesz komunikacją miejską.

Stoję na przystanku i czekam na autobus. Złota strzała ZTM-u w końcu się zatrzymuje. Drzwi się otwierają i niby można wejść. Skąd u licha ten mur? Moim oczom ukazuje się postawny mężczyzna stojący w wejściu. Ani go minąć, ani przeskoczyć. Ludzi w środku nie ma dużo, ale co tam, ten człowiek pomylił autobus z klubem. I twardo pilnuje magicznych wrót. Mogę spróbować wejść z rozpędu, ale pewnie się odbiję i wyląduję na najbliższym ogrodzeniu. Zostaje perswazja, byle szybko, bo zaraz autobus odjedzie. „Przepraszam” – mówię spokojnie, a on gromi mnie wzrokiem.

W takich sytuacjach to ręce opadają. Czy tak trudno przesunąć się i nie blokować wejścia? Rozumiem, że przy drzwiach jest dostęp do „świeżego” powietrza, ale litości! Halo? Drogi nieznajomy, autobus to nie Twoja limuzyna, więc nie czuj się jak pan na włościach. Nie patrz wrogo na każdego, tylko rozejrzyj się wkoło. Co widzisz? Innych pasażerów. Wow! Nie jesteś sam.

Ludzie szykują się do wyjścia. Przy drzwiach stoi młoda dziewczyna, za nią kobieta w średnim wieku, która trzyma w ręce parasol. Pojazd powoli zwalnia, zbliżając się do miejsca postoju. A co robi kobieta? Chyba zamierza skorzystać z usługi dla szybko wysiadających. Parasolem uderza w nogi stojącej przed nią dziewczyny. Myślę sobie: „raz może się zdarzyć”. Ale pięć to już przesada. Nawet z takiej odległości widać, jak fuka, by przecisnąć się do przodu. A gdy w końcu autobus staje, dziewczynie z ledwością udaje się zejść kobiecie z drogi.

Drodzy pasażerowie, może nie wiecie, ale jak drzwi są zamknięte, a autobus wciąż jedzie, to nie wysiadamy. Tak, czekamy aż się zatrzyma. To taka niepisana reguła. Zastanawiałam się, dlaczego jeśli ktoś ma takie parcie na szkło drzwi autobusowych, po prostu nie wybije szyby. Nie, bądźmy ekonomiczni i użyjmy parasola jako broni bliskiego zasięgu. A co! Dzisiaj wszystko jest dwa albo trzy w jednym, więc czemu nie?

Około północy, zbliża się nocny autobus. Ludzie wsiadają. Każdy przystanek na żądanie. Podchodzi mężczyzna, wciska stop. Autobus jedzie dalej. Minął przystanek, a do kolejnego daleko. Pasażer nie wytrzymuje i udaje się do kierowcy. „Panie, bądź człowiekiem, ja też pracuję jako kierowca. Chcę wrócić do domu. Proszę się zatrzymać”. Kierowca odpowiada beznamiętnie: „Było wracać na piechotę”.

To doskonały przykład kolegi po fachu. Chcesz być w domu na czas, użyj autobutów a na pewno trafisz do celu. Inaczej wycieczka gwarantowana. Nie rozumiem tego. Jasne, kierowcy nocnych linii nie mają łatwo, szczególnie w weekendy. Ale czy to powód, by tak traktować pasażera? Kierowca powinien przecież w razie potrzeby zatrzymać się na przystanku. Ale nie, mamy edycję specjalną „Szybkich i wściekłych”. Gdzie tu logika? Raz mu się uda, może i drugi, aż ktoś napiszę skargę i będzie po nocnych rajdach.

Ludzie pędzą na przystanek, autobus szykuje się do odjazdu. Kierowca, widząc zmierzającą w jego stronę grupę, szybko zamyka drzwi i jazda. Ile fabryka dała na pierwszych dziesięciu metrach, byle go nie dogonili.

Jak by to ująć? Kupując bilety, w pewien sposób fundujemy wypłaty pracownikom transportu miejskiego. Dobrze, to nie są nie wiadomo jakie pieniądze. Ale grosz do grosza. Dlatego mimo wszystko powinno się szanować pasażera, bo on płaci, więc wymaga. Jednak im mniej pasażerów, tym lepiej – kierowcy dbają, żeby nie przeciążyć maszyny.

Pieszy stoi na chodniku i czeka na zmianę światła. Gdy w końcu upragnione zielone zapala się, bez wahania rusza prze siebie. Pewnie idzie, przemierzając „zebrę”. Nagle dosłownie podskakuje do góry. Zdezorientowany odwraca się w stronę źródła dźwięku. I co widzi? Autobus, a w nim kierowcę, który za pomocą klaksonu nakazuje szybsze przejście przez pasy.

Może się nie znam na przepisach ruchu drogowego, ale nigdzie nie jest napisane z jaką prędkością pieszy ma poruszać się na pasach. Ale co tam, klakson nie zaszkodzi. Przecież jak pieszy podskoczy, to jednoczenie pokona większy kawałek drogi niż jakby normalnie szedł. Innymi słowy: przechodniu, trąbienie jest jak Redbull – dodaje skrzydeł.

Drzwi się otwierają. Do autobusu wsiada starsza kobieta z ogromną liczbą pakunków. Od razu szuka wolnego miejsca, żeby usiąść. Jednak zamiast zająć tylko jedno siedzenie, rozkłada się na obydwu. No przecież torby też muszą mieć komfortową jazdę, a inni niech stoją.

To zadziwiający fenomen. Ludzie naprawdę dbają bardziej o własne pakunki niż o inne żywe istoty. Przecież do głowy nikomu nie przyjdzie, żeby usiąść. Siedzenia w autobusach są tylko dla ozdoby oraz do układania tam toreb. Jeśli myśleliście inaczej, to byliście w dużym błędzie. Bo pakunki, w przeciwieństwie do ludzi, muszą podróżować z klasą. Każda torba, nawet ta z biedronki, to VIP, o tym trzeba pamiętać i ustąpić jej miejsca.

Podróż ZTM zapewnia niesamowite wrażenia. Rajd po mieście, walki MMA czy mała olimpiada lekkoatletyczna – to tylko nieliczne z atrakcji, jakimi można się cieszyć. A wszystko to w przystępnej cenie! Pamiętajcie: kupując bilet, otrzymujecie bezcenne wspomnienia.

Autorka tekstu jest również autorką głównego rysunku

Udostępnij na  (30)Skomentuj