Ostatnio wpadł mi w ręce wywiad z właścicielem InPostu, Rafałem Brzoską. Dziwna to była lektura. Spisany z dyktafonu tekst poszedł bez korekty? A może na pytania odpowiadały zamiast prezesa dziewczyny z PRu? Nope, Pan Prezes naprawdę powiedział co powiedział. Postanowiłem się poświęcić i naprostować mu myślenie w paru sprawach (a czasem i doedukować).
#1
Jestem po prostu świadomy – bo wiem, że nawet jak będę płacił, to te pieniądze i tak nie trafią do mnie. /o ZUS/
Nie na tym polega system emerytalny – niczego się nie odkłada dla siebie, żeby potem dostać na emeryturze. Płaci się na dzisiejszych emerytów, po to żeby za 40 lat to na nas płacono. Umowa społeczna. Jeśli teraz wypinamy się na emerytów to ją zrywamy. Zupełnie inna rzecz to problemy z niekorzystną strukturą demograficzną, kosztowne emerytury pomostowe, mundurowe itd., ale akurat w tej kwestii chyba każdy wie jak jest.
#2
Uważam, że każdy powinien mieć wybór. /w kwestii płacenia na emeryturę lub nie/
Nie powinno się dawać ludziom tak dużego wyboru w sprawach takich jak ich bezpieczeństwo na starość. Tak samo jak nie można dawać wyboru co do zapinania pasów bezpieczeństwa w samochodach. W takich tematach odpowiedzialne Państwo powinno ograniczać „wolność wyboru” – zarówno w kwestii tego, czy ktoś chce przeżyć wypadek czy nie, jak też czy będzie miał z czego żyć na starość czy nie. Bo jak damy wybór, to koniec końców i tak za to zapłacimy – poprzez wydatki chociażby na opiekę społeczną.
#3
Co uchroni człowieka, który pójdzie do kasyna wydać wszystkie pieniądze, które dostał z emerytury, i stanie się biedakiem następnego dnia? I państwo będzie musiało go znowu ratować.
Emerytury nikt nie dostaje jednorazowo, właśnie dlatego, żeby jej nie przejeść od razu, bo przecież nie wiadomo, ile pożyjemy. Emerytura jest „na dożycie” – bez względu na to ile żyjemy i jak dużo odłożyliśmy. To rodzaj ubezpieczenia i jednocześnie stoper dla wariatów, którzy chcieliby od razu pójść do kasyna.
#4
Podatki, które są źle wydawane.
Frazes i komunał. Jasne, że są gorzej wydawane, bo nie są to pieniądze wydających. Urzędnik nigdy nie będzie ich wydawał z taka sama starannością jak właściciel prywatnej firmy. Nigdy i nigdzie nie jest inaczej. Nawet w krajach, gdzie budżet wydaje się mądrzej, to tamtejszy biznes wydaje pieniądze jeszcze mądrzej. Ale to już kwestia mądrości społeczeństwa – jesteśmy gdzieś pomiędzy biedną, skorumpowaną Mołdawią a bogatą i sprawną Finlandią. Nie ma co oczekiwać, że nagle stanie się cud. Idziemy w tym kierunku, ale jeszcze nam to trochę zajmie. Malkontenctwo o „źle wydawanych podatkach” to konsekwencja właśnie braku świadomości tego, gdzie jesteśmy cywilizacyjnie jako kraj.
#5
Państwo zabiera ok. 60 proc. tego, co on zarobi. To oznacza, że ten człowiek haruje przez dziesięć godzin, z czego cztery godziny dla siebie i rodziny, a sześć godzin dla państwa. I to jest normalne?
Za te pieniądze ojciec rodziny codziennie dojeżdża do pracy nową obwodnicą, jego dzieci chodzą za darmo do szkoły aż po studia, żona miała w szpitalu zabieg, a jego pies może sobie brudzić w parku, który ktoś za niego sprząta. Czy akurat 60% to właściwa kwota to kwestia otwarta, ale właśnie tak wygląda „normalne” państwo, w którym razem łożymy na to co wspólne, bo inaczej się tego nie da zorganizować – już widzę „radość” z powodu wszystkich płatnych autostrad, szpitali, szkół i ogrodzonych parków.
#6
U nas PKB na mieszkańca jest bardzo niskie i dlatego niskie są wynagrodzenia.
Nieprawda. Gdybyśmy mieli wynagrodzenia na takim samym poziomie, w stosunku do PKB jak na przykład Niemcy, to te pensje byłyby ok. 2 razy większe niż są faktycznie. W 15 sekund wyguglałem choćby to: „Na razie polska przeciętna płaca wyrażona w dolarach wynosi nieco ponad 32% niemieckiej; 31% francuskiej; 26% brytyjskiej; 41% hiszpańskiej, ale też 134% węgierskiej. Tymczasem polskie PKB per capita (na głowę) sięgnęło 60% krajów „starej UE” i 70% nowej UE.”. Tak przy okazji – mamy chyba najszybciej rosnące PKB w ciągu ostatnich 25 lat w całej Europie i brylujemy pod tym względem w Unii Europejskiej. O tak samo szybko rosnących pensjach nie słyszałem.
#7
Bogactwo bierze się z tego, że chce się pracować więcej i lepiej.
Jako kraj lokujemy się w czołówce najwięcej pracujących w Europie. Co ciekawe, wyprzedza nas tylko... Grecja. Dobitnie chyba widać, że nie ma więc korelacji miedzy długością pracy a bogactwem. Udowodniono to już wielokrotnie niejednymi badaniami naukowymi. To krótkowzroczne myślenie, że jak wezmę zmianę na 10 godzin, a nie na 8, to zarobię 20% więcej. Efektywność wtedy spada, a to właśnie z tego „lepiej” bierze się postęp /i to właśnie w produktywności, o ironio, ciągniemy się w ogonie/.
#8
Natomiast człowiek, do którego mogę zadzwonić z pytaniem o 21 albo wysłać maila, a on odpisuje po pół godziny – to dla mnie wartościowy pracownik, nowoczesnej organizacji.
Nawet nie wiem jak to skomentować. Wyjątkowo głupia teoria. To tylko firma. Pracodawca tylko płaci swojemu pracownikowi. Nie powinien z tego powodu oczekiwać całodobowej dyspozycyjności i oddania równego, a właściwie kosztem, rodziny. To się zawsze źle kończy.
#9
Zmniejszenie obciążeń wynagrodzenia pracowników sprawi, że najmniej zarabiający będą zarabiali więcej.
Pobożnym życzeniem jest twierdzenie, że pracodawcy oszczędności na obciążeniach płacowych adekwatnie przełożą na wyższe wynagrodzenia. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przewidzieć, że akurat wspomniani najmniej zarabiający, nadal będą zarabiali tyle, ile wynosi ustawowa w danym momencie pensja minimalna. Ekonomia to nie jest nauka ścisła Panie Prezesie, proszę to w końcu zrozumieć. Bliżej jej do psychologii niż matematyki.
#10
A ja bardzo chętnie dam temu pracownikowi 25 tys. na fakturę plus VAT. Bo wiem, że jego motywacja do pracy wzrośnie mniej więcej o 30 proc. Bo będzie zarabiać o 30 proc. więcej.
LOOOOL. Motywacja do pracy nie jest liniowo zależna. Kompletnie nie rozumiem, jak można nie wiedzieć tak podstawowych rzeczy. Że niby dając dwa razy więcej paszy dostaniemy dwa razy większe płody? Nie sądzę. Wytłumaczę to na przykładzie: do zaspokojenia podstawowych potrzeb w tym kraju wystarczy kilka tysięcy złotych. Wszystko ponad to nie daje już takiej samej satysfakcji. To, czy powyższy pracownik weźmie w leasing BMW serii 3 czy serii 5 /różnica w racie pewnie jakieś 1000 zł, czyli mało przy wspomnianej 25k pensji/ to są typowe problemy pierwszego świata. I nikt nie będzie harował 30% ciężej, żeby jego BMW było 20 cm dłuższe. Szkodliwa, naiwna wizja. Swoją drogą o 1/3 pensji więcej nie dla menedżera, ale np. dla takich pań, które przez 8 godzin dziennie obierają cebulę dla Lidla naprawdę zrobi różnicę. I wcale nie chodzi mi tu o motywację od pracy.
#11
Ja chcę móc podpisać z pracownikiem taką umowę o pracę, że on jest na pełnym etacie w poniedziałek, wtorek, środę. A w innym tygodniu poniedziałek, czwartek, piątek, żeby pracował, kiedy faktycznie jest praca. Bo gdy nie pracuje, a musimy mu płacić, to nasza konkurencyjność spada.
Listy dostarcza się codziennie. Paczkomaty otwarte są też codziennie (a nawet cała dobę). HR i marketing też pracuje zapewne 5 dni w tygodniu. Mamienie potrzebą „elastyczności” w tym kontekście to jakaś bujda. Powiedzmy sobie wprost, że ta „elastyczność” polega na tym, że można kogoś zwolnić na wakacje, a zatrudnić ponownie we wrześniu. Tak samo opacznie Pan Prezes rozumie „konkurencyjność”, mając zapewne na myśli „taniość”. Tu też zapewniam, że na dzisiejszy stan wiedzy o biznesie i ekonomii to nie są tożsame pojęcia – naprawdę można konkurować jeszcze paroma innymi rzeczami niż tylko niższe koszta.
#12
Kraje wysoko konkurencyjne skupiają się na tym, by być wyspecjalizowanym w określonych sektorach i mieć znane, rozpoznawane marki. Wszyscy wiemy, że np. po zegarki jeździ się do Szwajcarii, a Finlandia jest liderem nowoczesnych technologii. Liczę na to, że Polska z kolei będzie kojarzona z globalną ekspansją moich paczkomatów i będzie to ten brand, który wyróżnia Polskę.
Oklepane stereotypy, które w obliczu innych przekłamań to akurat drobiazgi, ale mnie jednak rażą. Zapewniam, że Szwajcaria nie jest Szwajcarią dzięki zegarkom, a Finlandia dzięki Nokii i Angry Birds /również nie dzięki wódce Finlandia ;)/. Tak samo jednym Inpostem – z całym szacunkiem – Wisły nie zawrócimy.
#13
Jak rynek pracy będzie elastyczny, to ta pani będzie mogła mi powiedzieć, że jej to nie interesuje. I wybierze inną pracę, bo będzie mniejsze bezrobocie. I ja wtedy będę miał problem.
Utopijna wizja, że dzięki większej elastyczności pracy bezrobocie zmniejszy się na tyle, że listonosz będzie przebierał w ofertach konkurencji. Ćwiczymy ten model od wielu lat, wszyscy freelancerzy pracujący „na projektach” nie są niczym innym jak typową, „elastyczną” formą zatrudnienia. I zapewniam, że każdy z nich tęskni za stabilnością dopływu pieniędzy – zarówno jeśli chodzi o ich regularność, jak i terminowość. Nie dajmy się zwariować – nie wszystko na tym świecie powinno być tymczasowe i zmienne, bo idąc tą drogą, na końcu i tak spotkamy opór – nasze żołądki i czynsze za mieszkania niestety nie poddadzą się temu trendowi, bez względu na to jak bardzo byśmy tego chcieli.
#14
Nie będzie już darmowych rachunków albo rachunków za złotówkę. Będzie dycha. I ta babcia zmuszona przez ZUS, żeby odebrać sobie emeryturę na rachunku, będzie strzyżona przez bank na rachunku.
Demagogia na całego. Nigdy nie było darmowych rachunków, tak samo jak nie ma darmowych obiadów. Rachunki subsydiowano przez ostatnie lata, bo banki srogo kosiły na opłatach interchange przy transakcjach kartami, kilka razy więcej niż obecnie. Ba – niektóre nawet dzieliły się tym haraczem z klientami /wszystkie te promocje ze zwrotem gotówki za zakupy kartą/. A tak w ogóle to mało realne, żeby banki proporcjonalnie odbiły sobie te 3 mld zł akurat na RORach – chociażby z tego powodu, że zawsze choćby kilka z bodajże 26 banków się wyłamie i będzie oferowało dobrą jakość za niską cenę – sukces mBanku w poprzedniej dekadzie i Aliora w obecnej, są tego dowodem. Zapraszam do siebie na Pragę, na Targową, po darmowe lekcje bankowości w praktyce – mamy tu wszystkie 26 banków na odcinku 500 metrów.
#15
Im będą niższe podatki, tym więcej pieniędzy pójdzie na stworzenie nowych miejsc pracy. Przedsiębiorcy wcale za wyższe zyski nie kupią jachtów, odrzutowych Gulfstreamów, rezydencji. Albo inaczej. Niektórzy kupią. Ale oni kupują już teraz.
A pozostali nie kupują tylko dlatego, że ich jeszcze na to nie stać. Nie jestem wojującym lewakiem, który uważa, że każdemu należy się tyle samo. Przedsiębiorcy muszą zarabiać więcej, żeby im się chciało ryzykować. Ale jakkolwiek byśmy nie czarowali rzeczywistości, to żyjemy w świecie szalejącego konsumpcjonizmu i u większości ludzi nie działają naturalne hamulce przed rozbuchanymi wydatkami, na które ich stać. W to, że oszczędzone na niższych podatkach pieniądze zainwestuje w nowe miejsca pracy, łatwiej uwierzyć milionerowi dojeżdżającemu do pracy rowerem albo Volkswagenem /jak w krajach typu Holandia czy Szwajcaria/, niż Maserati.