Pełne wybuchów, kolorowe i naszpikowane efektami specjalnymi. Przyjemnie je się ogląda, trzymają w napięciu, zdarza im się wycisnąć z widza niejedną łzę. Warto zwrócić też uwagę na przekaz sprytnie wpisany w atrakcyjny dla oka obraz i pozornie prostą fabułę.
Fakty na temat amerykańskiej wojskowości dziś wzbudzają wiele kontrowersji. Wszyscy doszukują się drugiego, naftowego dna w wojnie w Iraku czy Afganistanie. Filmy jednak nie traktują o decyzjach politycznych, a o prostych żołnierzach, którzy umierają na pierwszej linii frontu, oddając życie za wolność obcego narodu.
Obrońca obcych
Oglądając „Łzy słońca”, można zwrócić uwagę na wyjątkową dynamikę postaci zbiorowej jaką jest oddział żołnierzy. Film opowiada historię twardych, zadaniowych komandosów, ewakuujących ludność amerykańską z Nigerii objętej rozruchami polityczno-religijnymi. Ci ludzie są misją. Stają się swoim własnym zadaniem. Zderzeni z obrazem wojny, wobec której powinni pozostać obojętni, angażują się jednak i nie potrafią już sobie pozwolić na luksus, jakim jest zdrowy dystans.
„Nie potrafię już patrzeć na nich jak na rzeczy”, „Doprowadzę ich albo zginę, próbując” – takie wypowiedzi padają z ust bohaterów w kulminacyjnym punkcie filmu, dramatycznej rozmowie z dowódcą, na temat kontynuowania akcji konwojowania czarnoskórych cywili, o podjęciu której samowolnie zadecydował. Oto zdystansowany człowiek z innego kontynentu, tak odległy wobec problemów, w które się zaangażował, staje się obrońcą ludzkiego życia. W chwili najwyższej próby nie ma dla niego żadnego znaczenia przepaść kulturowa czy rasowa. Jest tylko drugi człowiek, którego życie zostało zagrożone. A we wcześniejszych scenach możemy ujrzeć, jak okrutna śmierć spotka go, jeśli zostanie pozostawiony na pastwę losu.
Film ten ukazuje, że łatwo jest zimno kalkulować i podejmować logiczne decyzje, gdy jest się poza biegiem danych wydarzeń. Skreślanie setek i tysięcy ludzkich istnień nie stanowi problemu, gdy są one tylko statystyką, od której dzieli nas cały ocean. Wystarczy jednak poznać imię tego człowieka, spojrzeć mu w twarz, ujrzeć śmierć jego rodaków i chronić go w morderczym, wielokilometrowym marszu, by zmienić swoje nastawienie i zyskać niezbędną dla aktów odwagi wrażliwość wobec jego problemów.
Starcie dwóch sił
Dużo bardziej złożony problem stawia przed nami film „Pluton” w reżyserii Olivera Stone’a. Obraz ten często uważany jest za bardzo wartościowy ze względu na udział twórcy w wojnie wietnamskiej. Mimo dużej dozy realizmu, tu też został zakamuflowany głęboki, społeczno-filozoficzny konflikt.
Osią dla tej tematyki są dwie antagonistyczne postaci: sierżant Elias i sierżant Barnes. O ich nastawieniu wobec ludzi zamieszkujących kraj, w którym walczą, decyduje ich naturalna reakcja na piekło wojny. Pierwszy, mimo społecznej wrażliwości, pozostaje opanowany. Jest humanitarny i nie godzi się na czynienie krzywdy ludności cywilnej. Jego ludzie uwielbiają go ze względu na ojcowskie nastawienie, opiekuńczość i zrozumienie dla ich problemów. Drugi jest wcielonym diabłem. Dokonuje mordów, pozując równocześnie na twardziela. W rzeczywistości nie radzi sobie z sytuacją, w której się znalazł. Boi się i rozpaczliwie walczy o jedyną sferę, którą w swoim mniemaniu kontroluję – zwierzchność nad swoimi żołnierzami i żywiony wobec niego strach. Gdy pojawia się możliwość, że to utraci, eliminuje w akcie tchórzostwa swojego przeciwnika, który może stanowić dla niego zagrożenie.
Barnes pozornie zwycięża dzięki zachowaniu podłemu, tchórzliwemu i gwałcącemu wszelkie wartości. Traci jednak dużo więcej niż życie – szacunek swoich ludzi i własne człowieczeństwo.
Chodzi o to, by pomagać
Skumulowany przekaz zawierają pierwsze akty filmu „Helikopter w ogniu” opartego na autentycznych wydarzeniach, mających miejsce w Mogadiszu w 1993 roku. Żołnierze zabezpieczający transport żywności dla ludności somalijskiej rwą się, widząc, jak ludzie lokalnego przywódcy odbierają ją potrzebującym. Są niezadowoleni z tego, że rozkazy nie pozwalają im na ingerencję w tę sytuację. Gdy rozpoczyna się operacja mająca na celu aresztowanie terroryzującego Somalię watażki, sprawiają wrażenie już zaangażowanych, gotowych na wykonanie rozkazów, których z niecierpliwością oczekiwali.
Oczywiście finał filmu jest wyjątkowo gorzki. Ukazuje stopień podporządkowania prostej ludności zachłannym watażkom i wymiar problemów społecznych, w których tkwi Afryka.
Wsparcie dla Europy
Analizując filmy zza oceanu opowiadające o drugiej wojnie światowej należy pamiętać, że z perspektywy prostego, amerykańskiego żołnierza to wcale nie była jego wojna. Doskonale ukazuje to serial „Kompania Braci”, w którym w jednym z odcinków pojawiają się nawet rozprowadzane wśród żołnierzy ulotki „Po co walczymy” ukazujące największe zbrodnie hitleryzmu.
Dystans żołnierzy przełamany zostaje dopiero w odcinku, w którym natrafiają na obóz koncentracyjny. Jest to dla nich ciężkie przeżycie, odczuwają ból na widok ohydnej zbrodni, jaką było izolowanie i zabijanie w tym miejscu więźniów. Znów zostaje skrócony dystans. Tym razem Europejczyk, który z punktu widzenia Amerykanina wywołał niejasną dla niego wojnę, staje się po prostu człowiekiem potrzebującym pomocy. Widok ten dodatkowo motywuje żołnierzy, weteranów niemal wszystkich walk od czasu lądowania Normandii, wzbudza w nich gniew i wzbogaca walkę o żądzę zemsty i chęć niesienia sprawiedliwości.
Ilekroć spędzamy czas przed kinem wojennym z Hollywood możemy zrobić dużo więcej niż tylko rozkoszować swoje oczy efektami specjalnymi. Może czasem warto wyobrazić sobie, że to właśnie my jesteśmy tym amerykańskim żołnierzem na obcej ziemi, wśród zupełnie obcych, ale nie tracących w niego wiary ludzi.