Paryż to wielokulturowa kolebka. Otwarta nie tylko na turystów z całego świata, ale i na licznie napływających imigrantów, których Francja przyjmuje od ponad 100 lat. Czy ostrzejsza polityka wobec cudzoziemców zapewni większe bezpieczeństwo w Europie?
Zamknięte szkoły, nieczynne muzea i cisza na ulicach – tak zareagowało miasto na piątkowe zamachy. Gwar energii i kolorytu zamilkł. Terroryści grożą, że już niedługo każdy mieszkaniec Paryża będzie się bał wyjść z domu. Tymczasem już od kilkunastu lat w mieście istnieją dzielnice, których należy unikać. Społeczność Paryża to symbioza wielu kultur i obyczajowości. Niestety nie zawsze respektowanych.
Romowie
Obok luksusowych hoteli natykamy się na kartonowe miasta. W pudłach mieszkają Cyganie. Myją się w wodzie z hydrantów. Francuskie władze próbowały poradzić sobie z problemem napływających imigrantów, wysiedlając Romów, co spotkało się z wielkimi protestami, także ze strony Ligi Praw Człowieka. Rząd Francji został oskarżony o dyskryminację mniejszości etnicznych. Rodziny romskie mieszkały głównie w przyczepach i barakach, tworząc enklawy brudu. W 2013 roku Francja zdecydowała się na deportacje części Romów. Nie pozostawiła ich jednak bez pomocy – każdemu zapewniła wsparcie finansowe. Likwidacje nielegalnych obozowisk nadal trwają.
Afrykańczycy
Najbardziej niebezpieczną częścią miasta jest dzielnica Goutte d’Or. Władze Paryża zadecydowały o stworzeniu tam blokowisk i zasiedleniu ich przez emigrantów z krajów afrykańskich. Tym samym stworzyły swoiste getto. Mieszkańcy tej części Paryża porozumiewają się w języku francuskim, pochodzą bowiem z państw francuskojęzycznych. Jednak nie zdecydowali się na kulturową integrację z Europą. Kultywują swoje tradycje, również te potępiane we współczesnym świecie, jak obrzezanie dziewczynek. Dzielnica owiana jest złą sławą, a najlepiej świadczy o tym jej potoczna nazwa: siedlisko zła. Handluje się tam narkotykami oraz bronią, szerzy się prostytucja, panuje bezrobocie. A wszystko to w pobliżu artystycznego zagłębia XIX i XX wieku – Mont Maru. To niestety niejedyna niebezpieczna dzielnica miasta opanowana przez czarnoskórych przyjezdnych.
Muzułmanie
Pod Wieżą Eiffla, niewątpliwe największą atrakcją Paryża, turystów zaczepiają arabskie kobiety. Bez zakrytej twarzy, bo we Francji wprowadzono zakaz noszenia burek w miejscach publicznych. Spotkało się to z licznymi, krwawymi protestami. Palono auta, rzucano koktajlami Mołotowa. Żebrzącym muzułmankom towarzyszą małe dzieci, zdarza się, że niemowlęta. Kobiety pytają podróżnych, czy znają angielski. W tym wypadku najlepiej zaprzeczyć ruchem głowy i się oddalić, bo potwierdzając swoje językowe umiejętności skażemy się na długie i błagalne prośby o pieniądze.
Multikulturowość
Na głównych ulicach miasta obok restauracji francuskich natkniemy się na budkę z kebabem lub chińską knajpkę. Języki i rasy mieszają się w zatłoczonym metrze. Kulturowo Paryż na tym zyskuje: powstają tam ciekawe kolaboracje artystyczne, a bulwary nad Sekwaną tętnią rozrywkowym życiem. Mimo to trudno nie ulec wrażeniu, że francuskie władze nie potrafią sobie poradzić z napływem imigrantów.
Piątkową tragedię, spowodowaną przez terrorystów pochodzących z krajów islamskich, łatwo połączyć z dramatem syryjskich uchodźców. Francuscy muzułmanie potępiają zamachy. Zamachy nie tylko na naszą wolność, ale i na europejskie prawo. Ataki bombowe w Paryżu i na terenie całego kontynentu nie są nowością. Nasza siła w obliczu terroru to jedność i przestrzeganie praw człowieka. Warto o tym pamiętać również w kontekście przyjmowania imigrantów. Jako obywatele powinniśmy żądać od władz państwowych ustanowienia odpowiednich zasad na jakich ma się odbywać pomoc przyjezdnym. Inaczej staniemy się drugim Paryżem i w popłochu zaczniemy zamykać europejskie granice, nie tylko przed syryjskimi uchodźcami.