Tomasz Organek stworzył jedną z najgłośniejszych (dosłownie) płyt zeszłego roku. Od tamtego czasu nie próżnował – zagrał mnóstwo koncertów, zaśpiewał na Woodstocku, wziął udział w trasie „Męskiego Grania”. W międzyczasie jego „Głupi” pokrył się złotem, a sam Organek zaczął pracę nad kolejnym krążkiem.
Adrianna Sowińska: „Głupi” osiągnął status Złotej Płyty. Szok, niedowierzanie, euforia?
Tomasz Organek: Nic z tego, co Pani wymieniła. Poczułem spełnienie i dużą radość. Szok i euforia są mi obce, raczej nie towarzyszą mi w życiu. Niedowierzania też nie było, bo na bieżąco obserwujemy sprzedaż płyty. Tak czy inaczej, bardzo się z tego faktu cieszymy.
AS: Miałam przyjemność uczestniczyć w Pana koncercie na Woodstocku. Porwał Pan publiczność, śpiewając „Kate Moss”, ale też skłonił do melancholii utworem „Ta nasza młodość”. Jakie to uczucie - grać na Dużej Scenie? Pierwszy raz występował Pan wtedy dla tak dużej widowni?
TO: Występuję na scenie od prawie piętnastu lat, więc zdarzały mi się już duże koncerty, ale Wooodstock jest zupełnie wyjątkowy przez swój rozmiar, ale też atmosferę i publiczność. Festiwal jest darmowy i to daje możliwość uczestniczenia w nim wszystkim chętnym, bez względu na status majątkowy. Uwielbiam duże sceny, bo one tworzą zupełnie inną energię niż kluby, które rządzą się innymi zasadami. Właściwie to jest tak, że pod koniec lata czeka się już na kluby i bliski kontakt z ludźmi, a wiosną wypatruje się sezonu plenerowego, gdzie można pograć na dużych scenach.
AS: Kolejny krążek będzie kontynuacją „Głupiego” czy zupełnie innym albumem?
TO: Tego jeszcze nie wiem. Na pewno w jakimś sensie będzie jego kontynuacją, ale też rozwinięciem, kolejnym krokiem. Nie chcę nagrywać takich samych płyt, chcę się rozwijać, poszukiwać nowych kierunków. Mam już sporo materiału, ale co z tego wyjdzie, to okaże się gdzieś na etapie miksów, bo wtedy jeszcze się może sporo zmienić. Produkcja to siła.
AS: Dołożył Pan cegiełkę do filmu „11 minut” Jerzego Skolimowskiego (to polski tegoroczny kandydat do Oscara – przyp. red.). Jak to się stało?
TO: Zostałem zaproszony do współpracy. Zadzwonił telefon, a ja na niego odpowiednio zareagowałem. Finalnie w filmie znalazły się dwie moje kompozycje: „O, matko!” w wersji a capella oraz „Warszawa 17:11” - instrumentalny utwór napisany specjalnie do filmu.
AS: Cały czas można Pana usłyszeć w Trójce, podbija Pan Listę Przebojów. Cieszy się Pan, że akurat ta stacja na Pana stawia, a nie np. RMF FM?
TO: Ja nie wybieram stacji, które prezentują moją muzykę, cieszę się że to jest Trójka, bo ten profil mi bardzo odpowiada, aczkolwiek chciałbym doczekać czasów, w których piosenki pokroju „Italiano” postrzegane będą jako popowy mainstream. Oczywiście w to nie wierzę, ale kiedyś tak przecież było.
AS: A prywatnie – jakiej muzyki Pan słucha? Na „Głupim” znajduje się oczywiście mnóstwo odwołań do klasyki rocka, ale w wywiadach znalazłam informację, że lubi Pan też np. ZAZ.
TO: Słucham jazzu, rocka, bluesa, klasyki, folku, alternatywy, hip hopu, soulu. Słucham wszystkiego, co jest dobre, co ma wartość, niesie ze sobą jakiś walor artystyczny, ma siłę. Nie przywiązuję zupełnie uwagi do gatunku - to sprawa trzeciorzędna. Liczy się przekaz, siła wypowiedzi, jakość kompozycji, mądry tekst, zręczna melodia. Tego szukam w muzyce: jakiejś siły, która niesie emocje. A ZAZ taką siłę i ogromny urok ma.
AS: Jak wspomina Pan Męskie Granie? Dobrze się stoi na jednej scenie z Melą Koteluk, Fiszem i Krzysztofem Zalewskim?
TO: Było bardzo miło. To wyjątkowa możliwość spotkania uznanych artystów i błyskotliwych debiutantów, niepowtarzalna okazja, by stanąć na scenie z innymi artystami, stworzyć coś nowego, specjalnie na tę okazję. Poza aspektem artystycznym, to też świetna okazja towarzyska, żeby spotkać się ze znajomymi, poznać nowych ludzi, miejsca. Bardzo dobrze to wspominam.
AS: A jak wygląda współpraca z Andrzejem Smolikiem? (w 2006 r. Organek wystąpił gościnnie na płycie „3” A. Smolika, a w 2015 r. obaj byli częścią Orkiestry Męskiego Grania - przyp. red.) Respekt czy partnerstwo?
TO: Świetnie. Z Andrzejem znam się od wielu lat, więc obaj wiedzieliśmy, co nas czeka. Andrzej jest świetnym producentem, co po raz kolejny udowodnił na ostatniej płycie Keva Foxa, ale też fajnym, ciepłym człowiekiem. To przyjemność pracować z ludźmi tego formatu.
AS: Wróci Pan kiedyś do zespołu Sofa? (od 2003 r. Organek działał w zespole Sofa, który ostatni krążek wydał trzy lata temu - przyp. red.)
TO: Nigdy z niego nie uciekłem (uśmiech). Sofa zawiesiła swoją działalność i dopóki nie będziemy mieli czegoś nowego, ciekawego do powiedzenia, pozostaniemy w takim stanie. Nigdy nie zakończyliśmy działalności. Dorośliśmy, dojrzeliśmy i musimy trochę przeformułować Sofę, by dalej była wiarygodna. Póki co, pozostajemy w świetnych relacjach towarzyskich. Co będzie dalej, zobaczymy.
AS: „Od północy do południa bywam zajęty. Od wschodu do zachodu mniej. Wolny nie bywam nigdzie”. Te słowa można znaleźć na Pańskiej stronie. O co chodzi?
TO: To metaforyczne ujęcie tego, kim jestem i jak żyję. Prowadzę nocny tryb życia, bardziej od północy do południa niż od wschodu słońca do jego zachodu. Wolny nie bywam nigdzie i nigdy, bo człowiek nigdy i nigdzie nie jest zupełnie wolny.
AS: Filozoficznie. Jakie są Pana aktualne plany zawodowe?
TO: Koncerty, ale przede wszystkim nowa płyta, nad którą już pracuję.