„Arrow” to serial o milionerze Oliverze Queenie, który nocami zakłada kostium i wymierza sprawiedliwość na ulicach swojego miasta. Brzmi podobnie do fabuły Batmana? Różnica jest taka, że Mściciel używa łuku i strzał, a także nie waha się zabijać. Przed Wami brutalna bajka dla dorosłych, z wybuchami i pościgami. Prawdziwa jazda bez trzymanki.
„Arrow” został stworzony przez Grega Berlanti, Marca Guggenheima i Andrew Kreisberga, Łucznik był bohaterem serii komiksów DC Comics. W Polsce serial emitowany jest na antenie Universal Channel i na TV Puls w każdy wtorek o godzinie 20:00. Produkcją zajął się kanał The CW, a reżyserią David Nutter, Guy Norman Bee i John Behring, a muzyką doświadczony Blake Neely.
Akcja
Zakapturzony spędził 5 lat na małej, niebezpiecznej wyspie leżącej na południe od Chin. Trafił tam przez katastrofę morską, w wyniku której (oficjalnie) zginęli wszyscy poza nim. Ojciec, jeden z pasażerów, pozostawił Oliverowi listę ludzi, którzy od lat zatruwają ich rodzinne miasto, fikcyjne Starling City. Nasz bohater w stroju Zielonej Strzały po powrocie do domu bez skrupułów zabija skorumpowanych, niegodnych ludzi, których wskazał mu ojciec. Mściciel nie posiada żadnych nadnaturalnych mocy, jego wszystkie umiejętności są wytrenowane i wyuczone. Wydarzenia sprzed jego uratowania, są pokazywane w formie retrospekcji, które czasami są ciekawsze od akcji rzeczywistej.
Sezony
Stacja The CW wyprodukowała cztery sezony „Arrow”. Udało mi się przebrnąć przez pierwszą, pełną mordów część, choć niektóre odcinki były dość nudne. Drugi sezon był dobry i trzymający w napięciu, u naszego herosa pojawił się kodeks moralny, kilka postaci powróciło zza grobu i było ciekawie. Trzecia odsłona obniżyła loty, fani wylewają żale na forach uważając, że twórcy niszczą naprawdę dobry serial. W czwartym sezonie, którego premiera nastąpi już 7.10.2015 r., ma nadejść wiele zmian, oby na lepsze. Zwiastun wygląda ciekawie, pojawią się udoskonalone stroje, siedziba, więcej sojuszników i nowe postaci, które wydają się groźniejsze niż dotychczasowi rywale. Do obsady dołączą m.in. Rutina Wesley i Neal McDonough.
Bohaterowie
Choć strój łucznika (kaptur, pomalowane oczy) nie jest tak imponujący, jak u Avengersów, sceny walki faktycznie wyglądają całkiem nieźle, są wiarygodne i dynamiczne. Nie uświadczymy ciętych żarcików w stylu Iron Mana, ani wybuchów złości jak u Hulka. Mściciel jest poważny i rzadko się uśmiecha. Główną rolę gra wysportowany Stephen Amell, który choć na początku jest dość sztywny, to z czasem się rozkręca. Niczym Batman, pozuje na playboya, naczelnego podrywacza i imprezowicza, by nocami ratować swoje miasto. Idealna bajka na jesienne, szare wieczory.
Łucznik, w przeciwieństwie do komiksowego oryginału, ma rodzinę. Niejednoznaczną postać matki gra niezawodna Susanna Thompson. Bardzo podoba mi się też wciąż rozwijany wątek siostry Thea’i (Willa Holland) i jej chłopaka Roya (Colton Haynes, znany z „Teen wolf”). Najbardziej irytującym wątkiem jest opera mydlana z Laurel Lance (Katie Cassidy), poprowadzona w stylu „Mody na sukces”. O wiele bardziej Oliver pasował do jej siostry, Sary. Ten trójkąt miłosny będzie nam towarzyszył przez wiele odcinków, podobnie jak poboczne miłostki Olivera. Romantyczna strona serialu niestety rozczarowuje.
Humor do mrocznego Starling City wprowadza postać Felicity Smoak - w tej roli Emily Bett Rickards, która kradnie wiele scen. Okularnica jest genialną informatyczką i hakerką, a z czasem, gdy poznaje sekret, staje się asystentką Mściciela. W codziennych zmaganiach z kryminalistami pomaga mu również John Digg (David Ramsey), który poza funkcją partnera-bojownika, jednocześnie oficjalnie jest jego kierowcą. Z każdym odcinkiem poznajemy Johna i jego motywację coraz lepiej. Nie da się go nie lubić.
Jeśli chodzi o „czarne charaktery” – nowe pojawiają się z każdym odcinkiem. Na dłużej zagościł Malcolm Merlyn (John Barrowman), również biegle posługujący się łukiem.
Warto?
Postać Mściciela była wzorowana na stereotypowym wizerunku Robin Hooda, choć tak naprawdę łączy ich tylko łuk. „Green Arrow” jest waleczny, zabija z zimną krwią, a swoim ofiarom powtarza hardo „zawiodłeś to miasto”. Choć nie jest to rozrywka na tak wysokim poziomie jak trylogia „Mrocznego Rycerza” Christophera Nolana, możecie liczyć na dobrą choreografię w scenach walki, wybuchy, ciągłe zwroty akcji i gimnastykę głównego bohatera.