Piękni na ekranie, zabici na planie. O zwierzętach cierpiących podczas nagrywania filmów

żurnalista

Miłośnik muzycznych festiwali, folk metalu, ale muzyki filmowej i nieco spokojnejszej. Student Łódzkiej Szkoły Filmowej i przyszły kierownik produkcji (i oby producent!). Pasjonat nowinek telewizyjnych oraz filmowych, a do tego fan polskiego kina i animacji. Prywatnie fan internetowych wpisów Magdy Gessler i imprezowy wodzirej. Redaktor tvnfakty.pl, a teraz również Today.pl. Łodzianin z energią i ciekawymi pomysłami.

 3 min. czytania
 0
 28
 7 grudnia 2015
Fot. Gratisography
Jednym zdaniem: Sztuka czy okrucieństwo? Jak traktowane są zwierzęta na planach filmowych?

Na planach filmowych obecność kotów, psów czy koni to już codzienność. Czy sceny z ich udziałem realizowane są we właściwy sposób? Jak nagrywano śmierć zwierząt i czy naprawdę żadne z nich nie ucierpiało?

Losem zwierząt podczas realizacji filmów zacząłem się interesować po moich ostatnich doświadczeniach na własnym planie. W jednej ze scen mieliśmy odtworzyć wypadek ze śmiertelnym potrąceniem owcy. Wszystko obyło się bez jej uśmiercenia dzięki weterynarzowi, który uśpił ją na dwie godziny. Innym razem nie było już tak wesoło. W scenie w sklepie rybnym aktor musiał zabić karpie. Uśpienie nie wchodziło już w grę. Zginęło siedem ryb.

Czy podobne, a nawet bardziej drastyczne przypadki mają miejsce? Okrutnych przykładów zabijania zwierząt było wiele. Jedynym z bardziej popularnych jest scena w filmie Andrzeja Wajdy „Popioły”. Mimo że ujęcie zostało zrealizowane już ponad pięćdziesiąt lat temu, budzi grozę do dziś. Koń zrzucony w przepaść łamie nogi, uderzając na końcu głową w głaz.

Dobrym traktowaniem zwierząt nie może poszczycić się też Peter Jackson. Na planie „Hobbita” nie zabito ani jednej żywej istoty. Inaczej było poza nim. W miejscu, gdzie trzymano zwierzęcych aktorów, warunki bytowania dalekie były od doskonałości. Nierówny grunt i zła pasza to tylko niektóre z przyczyn śmierci dwudziestu siedmiu stworzeń. Oficjalnie producenci uważają, że zapobiec można było jedynie śmierci dwóch koni. Jak było naprawdę?

Złe traktowanie zwierząt na planach to jednak norma. Można wymienić mało spektakularne, jak zjadanie karalucha przez Nicholasa Cage’a w „Pocałunku wampira”, rytualne zabójstwo wołu w „Czasie Apokalipsy” oraz masowe mordowanie zwierząt w „Nagich i rozszarpanych” („Cannibal Holocaust”). W tym ostatnim, reżyser Ruggero Deodato został zresztą za to pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Część widzów uparcie twierdziła, że na planie zginęły nie tylko zwierzęta, ale i aktorzy, przez co Deodato musiał publicznie pokazywać się z odtwórcami głównych ról.

O wielu sprawach oczywiście nie mamy nawet pojęcia – większość takich zdarzeń dzieje się też poza planem. I tak w przypadku nagrywania kolejnych części „Piratów z Karaibów” zawinili pirotechnicy, odpalając ładunki wybuchowe na otwartym morzu. Wiele zwierząt straciło przez to życie.

Czasami też okrutne wizje reżyserskie nie znajdują odzwierciedlenia na ekranie. W „Manderlay” Larsa von Tiera sceny z zabiciem osiołka w filmie nawet nie pokazano. Z kolei serial „Luck” z Dustinem Hoffmanem z powodu śmierci trzech koni został zdjęty z anteny HBO już po trzech odcinkach.

Mimo wielu kontroli przeprowadzanych przez organizacje zajmujące się prawami zwierząt trudno stwierdzić, co tak naprawdę działo się na planie. O ile podczas zdjęć każde uchybienie jest możliwe do wychwycenia, tak sytuacje z przygotowań są nam nieznane. A najczęściej to właśnie podczas treningów zwierzęta cierpią najbardziej.

Dobro psów, koni i pozostałych stworzeń nigdy nie było najważniejsze. Jedyną nadzieją jest umiejętne stosowanie efektów animowanych, aby móc unikać sytuacji takich jak w „Popiołach” Wajdy i innych wymienianych produkcjach.

Udostępnij na  (28)Skomentuj