Slow life – pora zwolnić tempo

żurnalista

Trzy osoby wcale (nie)boskie: Magda (NIE Magdalena), Marianna i Mangie (dla znajomych). Skończyła studiować dziennikarstwo radiowe, animuje, recytuje oraz imprezuje z dziećmi w wieku przedszkolnym. Namiętnie czyta nowości na rynku wydawniczym i chadza do teatru. Oprócz pracy w projekcie „Today” próbuje wydłużyć swoją dobę o parę dodatkowych godzin oraz uniezależnić się od kawy. Nie słodzi, więc nie miesza. Ma skłonności do nierzeczywistości.

 4 min. czytania
 0
 63
 23 października 2015
Fot. pixabay.com

Wieczny pęd życia, zabójcze tempo, gonitwa myśli... Mało kto za wszystkim nadąża, ale jak w XXI wieku zwolnić i dać odpocząć ciału i umysłowi?

Ostatnimi czasy miłość do szybkości nabrała nowego rozpędu. „Obsesja”, aby ciągle robić więcej i w krótszym czasie, zaszła za daleko. Dla niektórych stała się uzależnieniem, czymś, czego nie mogą i nie potrafią zmienić. Jeśli nie wyrabiamy się z pracą – zakładamy szybszy Internet, brakuje nam czasu na książkę, którą dostaliśmy na prezent – zapisujemy się na kurs szybkiego czytania, jeżeli dieta nie działa – robimy liposukcję. Są jednak pewne sprawy, których nie należy przyspieszać.

Rozprzestrzeniająca się epidemia „niedoczynności urlopowej” tj. niechęci do brania urlopu wypoczynkowego, tylko potwierdza powyższy problem. W ankietach robionych przez firmy na pięć tysięcy pracowników około 60 proc. badanych zadeklarowało, że w ubiegłym roku nie wykorzystało swojego urlopu. Doszło do tego, że nawet choroba nie jest w stanie zatrzymać pracownika w łóżku, bo ten, niczym zaprogramowany, twierdzi: „czy w zdrowiu, czy w chorobie – muszę pracować.”

Wielu ludzi, aby dotrzymać tempa światu i „nie zostać w tyle”, sięga po środki pobudzające bardziej od kofeiny. Zażywanie tzw. „speeda” w miejscu pracy jest wysokie; w Ameryce od 1997 roku wzrosło aż o 70 proc. Sięganie po środki wspomagające łączy się z brakiem snu spowodowanym nadmiarem obowiązków, jakie na siebie nakładamy. Sen krótszy niż sześć godzin może powodować zaburzenia mowy, szkodzi układowi krążenia, układowi odpornościowemu, koordynacji ruchowej czy reagowaniu na bodźce (spowalnia reakcje).

Szybkie tempo życia nie tylko może wyniszczyć nam organizm. Destrukcyjny wpływ na życie rodzinne to także jeden ze skutków ubocznych życia w ciągłym biegu. Nie ma czasu na porozmawianie z domownikami, dlatego karteczki przyczepiane codziennie rano na lodówce to jedna z głównych form komunikacji. Rodzice częściej sprawdzają e-maile niż bawią się z własnym dzieckiem. W Japonii, aby dorosły miał więcej czasu na pracę, zaczęto zakładać dobowe centra opieki, do których zapisuje się swoje pociechy, gdy się „nie wyrabia z obowiązkami”. A zdarza się to często.

Nie bój się nic nie robić, Nie bój się tracić czas, Nie bój się marzyć, Nie bój się długo spać.

Aktorka i pisarka Carrie Fisher twierdzi, że „nawet natychmiastowa gratyfikacja nie jest wystarczająco natychmiastowa”. Socjolodzy zauważyli ten problem także w mediach informacyjnych. Wprowadzili termin „fast thinkera”, oznaczający osobę, która bez chwili wahania potrafi udzielić odpowiedzi na każde pytanie. Według nich jest to cecha określająca coraz więcej ludzi; ich wrogiem staje się każdy człowiek, który chociaż w najmniejszym stopniu spowalnia ich działania.

Szybkość wkradła się nawet do życia erotycznego. Carl Honore, kanadyjski dziennikarz, dowcipnie acz prawdziwie określa zbliżenia intymne, które według niego można opisać na zasadzie „dzień dobry, bara bara, dziękuję”. Szybki seks nie jest niczym nowym, ale prędki tryb życia jeszcze bardziej potęguje to zjawisko. Wielu panów skarży się na brak orgazmu u swoich kobiet. Mężczyźni nie biorą pod uwagę, że problem nie tkwi w ich słabych umiejętnościach, ale w stosunku trwającym średnio dwie minuty. W tym czasie większość kobiet nie jest w stanie do końca zaspokoić swoich potrzeb, bo płeć piękna rozgrzewa się wolniej i średnio potrzebuje 20 minut, aby osiągnąć stan pełnego podniecenia. U mężczyzn ten „zabieg” trwa o połowę krócej. Tutaj także potrzebne jest „zwolnienie tempa”.

Paradoksalnie, zwalniając w odpowiednim momencie, możemy niektóre rzeczy zrobić lepiej. Nie bez przyczyny na ratunek ludziom zakochanym w „fast foodach” ruszył międzynarodowy ruch „Slow Food”. Wiele osób sądzi, że jedzenie zrobione szybko jest równoznaczne z jego jakością. Nic bardziej mylnego. Carlo Petrini, włoski krytyk kulinarny i zarazem założyciel organizacji, jest zdania, że to dobry krok, aby rozpocząć walkę z manią szybkości. Manifest, który proponuje, głosi: „Nieustępliwa obrona spokojnej materialnej przyjemności jest jedynym sposobem przeciwstawienia się globalnemu szaleństwu szybkości (...) Nasza obrona powinna zacząć się przy stole ze Slow Foodem”. Namawia on także do celebrowania posiłków (najlepiej wraz z rodziną lub znajomymi). Podczas tych spotkań spożywane będzie tradycyjnie przygotowywane jedzenie a urządzenia elektroniczne powyłączane, aby nie rozpraszać uwagi i nie odbierać radości.

„Szybkość sprawia, że żyjemy we wściekłych czasach” – mówi Carl Honore. „Takie są właśnie konsekwencje naszej obsesji szybkości i oszczędzania czasu; wściekłość na drodze, wściekłość na zakupach, wściekłość w związku, wściekłość w siłowni”. „Slow Life” nie musi być od razu krokiem, który zmieni nasze całe życie. Czasem wystarczy jedynie zaprzestanie używania harmonogramu, znalezienie powolnego hobby czy walczenie z obsesją ciągłego patrzenia na zegarek. To chyba dobra pora, aby znaleźć w swoim życiu przestrzeń na Powolność, by nasze życie zmieniło się na lepsze.

Carl Honore, Pochwała powolności, Warszawa 2004. Cytat - A. Chrzanowska
Udostępnij na  (63)Skomentuj