Polska scena kabaretowa jeszcze nigdy nie była tak zagrożona wyginięciem. W najnowszej historii mieliśmy takich mistrzów jak: Starsi Panowie, Dudek, Tey, Piwnica pod Baranami. Wszystko wskazuje, że do zatartych klasyków dołączy bawiąca nas przez lata – reprezentacja polskich piłkarzy.
Narodziny kabaretu reprezentacji datowane są na rok 1986. Wtedy po raz pierwszy polscy kibice zostali rozśmieszeni meczem eliminacji mistrzostw świata z... Albanią (2:2). Srebrni medaliści mistrzostw świata z roku 1982 wymęczyli w Mielcu remis na 10 minut przed końcem meczu. A eksperci tuż po ostatnim gwizdku prześcigali się w opiniach, kiedy reprezentacja Polski podbije nie tylko europejską scenę kabaretową, ale także światową!
Na kolejny występ mistrzów trzeba było czekać aż dwa lata. Dyrektor kabaretu Wojciech Łazarek w sztuce „Mecz z Cyprem” obsadził uznanych aktorów tj. Urbana, Dziekanowskiego, Wdowczyka. Mimo to przedstawienie zakończyło się klapą (0:0). Sztuka ta do dzisiaj służy młodym adeptom piłkarskim jako nauka, jak w 90 minut rozbawić widzów do łez.
Początek lat 90. a dokładnie rok 1994 to historyczny spektakl „San Marino”. Wystawiane na deskach stadionu ŁKS Łódź przedstawienie zakończyło się zwycięstwem polskich piłkarzy (1:0). Nie uznawalibyśmy tego wydarzenia jako kamień milowy polskiego kabaretu, gdyby nie bramka zdobyta ręką.
Pierwszy „europejski” wyjazd kabaretu to Azerbejdżan (rok 1996). Polscy kabareciarze już wtedy zajmowali wysokie 33. miejsce w rankingu FIFA. Nie uchroniło to ich jednak od gromkich salw śmiechu ze strony widzów. Mecz zakończył się wynikiem 0:0, a Azerbejdżan zdobył swój pierwszy punkt w meczu organizowanym przez UEFA.
Następna sztuka również odbyła się poza granicami Polski. Polscy artyści tym razem, na gruzińskiej ziemi, zagrali „Jak przegrać z Gruzją 3:0”. „Wybitne arcydzieło kabaretu” – skomentował krytyk piłkarski Jacek Gmoch.
Inauguracja sezonu kabaretowego w XXI wieku miała miejsce w październiku 2002 roku. „Nowy reformator kabaretu” – jak był nazywany dyrektor Zbigniew Boniek, wystawił klasyk „Do przerwy z Łotwą 0:1”. Jak się okazało, tytuł był mylący, ponieważ wynik 0:1 utrzymał się do końca meczu.
Nowy wiek zachwiał kondycją kabaretu polskich piłkarzy. Z każdym kolejnym wygranym meczem coraz słabiej rozśmieszał publiczność. Dopiero w roku 2006 Leo Beenhakker – Holender dyrygujący kabaretem zdecydował się pojechać razem z zespołem do Bydgoszczy, aby tam podjąć się interpretacji „Polska – Finlandia 1:3”. W społeczeństwie po tym meczu odżyły nadzieje, że kabaret może się zreformować i zacząć dawać kolejne powody do śmiechu.
Spotęgowanie nadziei nastąpiło w 2008 roku w Erewaniu. Polscy kabareciarze zagrali skecz „Blamaż z Armenią”. Wówczas najwięksi dziennikarscy pesymiści zaczęli pisać w gazetach: „Kabaret reprezentacji polskich piłkarzy – odżył na nowo!”.
Niestety. Nadzieja okazała się matką głupich. Kabaret upadł na długie lata. Dopiero w 2013 roku Waldemar Fornalik – człowiek znikąd, zdecydował się odbudować byłą europejską potęgę kabaretową. I, o dziwo, krytycy docenili sztukę wystawioną w Mołdawii „Kiszyniowski remis”. Mimo to Fornalik zdecydował się odejść, bo – jak stwierdził – nie potrafi dogadać się z zespołem. Podobno kabareciarze chcieli strzelać więcej bramek, na co on nie mógł się zgodzić.
Czy mamy jeszcze szanse na odrodzenie się kabaretu reprezentacji polskich piłkarzy? Czy piłkarz Robert Lewandowski nie jest ku temu przeszkodą? Wierzmy, że nie. I trzymajmy kciuki za dzisiejszy spektakl wystawiany w Szkocji.