W stepie i tropikach. Polscy filmowcy w akcji

żurnalista

Prawdziwy człowiek orkiestra, pełen zwariowanych pomysłów i projektów. Być może dzięki temu nie ma dnia, w którym narzekałby na nudę. Prywatnie idealista, kierujący się dewizą „wciąż wierzę w miłość, w pokój, w pozytywne myślenie”. Choć z roku na rok coraz starszy, to zawsze mówi o sobie, że jest forever young.

 3 min. czytania
 0
 8
 2 października 2015
Fot. materiał dystrybutora

Gdyby zapytać polskich filmowców co jest największym problemem rodzimego kina, zapewne najczęstszą odpowiedzią byłyby pieniądze. Środki finansowe niemal zawsze są dalekie od wymarzonych. To bolesne zwłaszcza wtedy, gdy marzy się o wielkich scenach kręconych w zagranicznych plenerach. W rezultacie na przykład Jugosławię odgrywają polskie Tatry (patrz „Demony wojny wg Goi”).

Nie zawsze skąpiono grosza i polskie produkcje realizowano daleko poza granicami kraju. Tak było chociażby z „Głosem pustyni” z 1932 roku! Film kręcono w Algierii, która jak na owe czasy była krajem niezwykle egzotycznym. Popularność produkcji miał zapewnić Eugeniusz Bodo, wielka gwiazda przedwojennego kina. Zapuściwszy brodę Bodo nie tylko zagrał główną rolę, ale napisał też scenariusz. Był też udziałowcem spółki realizującej film. Jednak ostatecznie „Głos pustyni” okazał się kasowym niewypałem, a pieniądze pozyskane z biletów nie były w stanie pokryć kosztów podróży. Mimo to przeszedł do historii. Rok po premierze „Głosu pustyni” na ekrany weszła „Ostania eskapada”. W tym wypadku też postanowiono się nie ograniczać i poszczególne sceny kręcono w Jugosławii i Afryce.

Polscy filmowcy polubili północną Afrykę także po wojnie. Zrealizowano tam zdjęcia do wielu produkcji. Klasycznym przykładem jest „Faraon” Jerzego Kawalerowicza. Jednak nie każdy wie, że tylko niewielki procent scen został nakręconych w Egipcie. Sceny pustynne nagrywano w ZSRR, a rolę statystów pełnili żołnierze radzieccy. Z kolei mazurskie jezioro Kirsajty udawało Nil. Niemniej efekt był bardziej niż zadowalający. Egipskie plenery możemy oglądać nie tylko w „Faraonie”. Wiele lat później powstawało tam „W pustyni i w puszczy” w reżyserii Władysława Ślesickiego. Sceny kręcono też w Sudanie. Na inne lokalizacje zdecydowali się twórcy nowszej ekranizacji z 2001 roku. Egipt i Sudan zamieniono na Tunezję, Namibię i RPA. Na Tunezję postawił również wspomniany już Jerzy Kawalerowicz, kręcąc niektóre sceny najdroższej polskiej produkcji „Quo vadis”.

Najnowszy przebój filmowy „Karbalę” realizowano m.in. w Jordanii. Jednak nie jest to jeszcze przesadnie egzotyczny kierunek, jeśli chodzi o Azję. W Indiach powstawały „Kamienne tablice” - ekranizacja powieści Wojciecha Żukrowskiego pod tym samym tytułem. Jeszcze dalej pojechali twórcy filmu „Kochankowie roku tygrysa”. Pierwszą polsko-chińską koprodukcję kręcono w całości w chińskiej prowincji Jilin. Mimo to nie osiągnięto spodziewanego sukcesu. Ta sztuka nie udała się też filmowi „Klątwa Doliny Węży” z 1987 roku. Dzieło Marka Piestraka zapisało się jednak w historii jako wzorowy przykład kiczu i tandety. Nie pomogły nawet tropikalne krajobrazy Wietnamu. Co ciekawe „Klątwy Doliny Węży” nie mogli obejrzeć Wietnamczycy. Wszystko dlatego że tamtejsze władze stwierdziły, że jest zbyt zachodni.... Na mongolskich stepach swój film „Na srebrnym globie” kręcił Andrzej Żuławski. Z kolei kilka scen kultowego serialu „Zmiennicy” z Piotrem Pręgowskim nagrywano w Tajlandii.

Nieobca polskim filmowcom jest też półkula zachodnia. W czasach PRL-u chętnie jeżdżono do bratniej Kuby. Na wyspie jak wulkan gorąca nakręcono m.in. „Pogoń za Adamem” Jerzego Zarzyckiego. Również na Kubie powstało „Zejście do piekła”, określany mianem filmu z najbardziej niewykorzystanym potencjałem. W 2005 roku na ekrany weszła produkcja „Persona non grata” w reżyserii Krzysztofa Zanussiego. Zdjęcia kręcono w Urugwaju między innymi w Montevideo. Dla Zanussiego był to niejako powrót do tego kraju. Wcześniej zrobił film „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest”, którego akcja rozgrywa się w Urugwaju. Jednak wtedy Urugwaj był grany przez... Hiszpanię.

O ile Ameryka Południowa, czy Ameryka Środkowa są raczej rzadkim kierunkiem, o tyle Ameryka Północna stała się już niejako chlebem powszednim. Zwłaszcza USA. Z niedawnych produkcji realizowanych w USA warto nadmienić choćby „Jacka Stronga” i „S@motność w sieci”. Jednak prawdziwą furorę nad Wisłą zrobiły inne filmy - „Kochaj albo rzuć” i „Szczęśliwego Nowego Jorku”. Ten pierwszy realizowano w Chicago, ten drugi jak sama nazwa wskazuje w Nowym Jorku.

Ten dorobek w porównaniu z wielkimi imperiami filmowymi jak np. Hollywood może wypaść blado. Jednak jeśli porównać to z mniejszymi kinematografiami wcale nie jest najgorzej. Zwłaszcza, że rozwinięta do granic możliwości kreatywność polskich filmowcom nie szkodziła produkcjom. Przykładem może być wspominana „Karbala”. Słowa uznania dla kogoś kto w irackiej ulicy rozpozna warszawski Żerań.

Udostępnij na  (8)Skomentuj