Pokojowy przemarsz – hit czy kit? Migawki z Marszu Niepodległości

żurnalista

Samozwańczy varsavianista i krytyk społeczny. Próbował swoich sił w świecie filmu, reklamy, handlu, a nawet społecznictwa. Wieczorami, zwłaszcza w weekendy, walczy w Internecie na argumenty z licznymi antagonistami. Uważa, że czyni go to zamaskowanym superbohaterem. Twórca larpów i gier miejskich, kocha podróżować sposobami niestandardowymi. Jako literacki hipster czyta rzeczy, które już dawno nie są modne i prawdopodobnie już nigdy modne nie będą. Najłatwiej jest go spotkać nieogolonego z kubkiem po brzegi wypełnionym kawą i papierosem niedbale zatkniętym w zębach.

 4 min. czytania
 0
 15
 12 listopada 2015
Fot. Adam Kliczek, http://zatrzymujeczas.pl (CC-BY-SA-3.0)
Jednym zdaniem: Migawki z Marszu Niepodległości 2015 i przemyślenia dotyczące konsekwencji jego spokojnego charakteru.

Niektórzy wołają, że nie powinno się chwalić „narodowców” za pokojowy przemarsz. Inni wspominają, że hasła skandowane przez maszerujący tłum epatowały mową nienawiści. Warszawa stoi. Nie wygląda, jakby przeszło przez nią tornado. Były śmieci i zużyte race. Nie latała kostka brukowa. Byli rodzice z dziećmi. Był też nieliczny, pijany plebs.

Warszawskie metro, 10 minut przed marszem. Grupka młodzieży (cztery osoby) rozkoszuje już swoje gardła pitym na spółkę piwem z puszki. Rozprawiają, śmiejąc się głośno. – To jaką kupimy czekoladę? – Karmelową!– Nie! Ciapatą! Kupmy ciapatą! Kilka miejsc dalej siedzi Hindus z żoną, Polką. Popatruje na młodych z lekką obawą. Szepcze coś. Oni popatrują na niego. W metrze jest jednak dużo ludzi. Skończyło się bez incydentu.

Rondo Dmowskiego. Kilka chwil do rozpoczęcia Marszu. Ludzie się zbierają, nad ich głowami powiewają biało-czerwone flagi i zielone sztandary przyozdobione Szczerbcem. Atmosfera jest podniosła. Wszyscy czekają. Gdzieś przetacza się biedny człowieczek, który pomylił imprezy albo za wcześnie zaczął radosną alkoholizację i wiatr go niemal przewraca. Ledwo dukając, przyłącza się do okrzyków: – Raz sierpem, raz młotem...

Marsz rusza. Z głośników zaczyna płynąć głos Krzysztofa Klenczona. Słychać „Biały Krzyż”. Zrobiło się podniośle, patriotycznie, nawet kilka petard nie było w stanie zmienić nastroju, który zapanował na te kilka chwil.

Emocje były różne. Niektórzy szli rozbawieni, inni dziarscy i radośni, niektórzy poważni, jeszcze inni nawet nie próbowali tłumić w sobie złości i rozpierającej ich energii. Naprawdę nieliczni byli pijani.

Czy dało się dostrzec i usłyszeć hasła kwalifikujące się pod mowę nienawiści? Dało się, ale czy nie jest prawdą, że każde (a zwłaszcza kiludziesięciotysięczne) stado skrywa w morzu bieli i trochę czarnych owiec? To był tłum. I rządziły nim wszelkie prawa tłumu. Można było zauważyć kilka sympatycznych twarzy, kilka obrzydliwych, niezmąconych głębszą myślą, a wiele naprawdę inteligentnych. Nie wszyscy wykrzykiwali wszystkie hasła. Jeśli się nie skandowało, w mordę też nikt nie chciał bić.

Na pochodzie szedł ksiądz. Nie chciał wykrzykiwać, powtarzać czy skandować haseł nienawistnych i politycznych. Z jego ust padało tylko „Bóg, honor, ojczyzna”. Za każdym razem, gdy inny uczestnik zarzucał czymś, co można choćby odrobinę nazwać nienawistnym, przez twarz kapłana przebiegał grymas dezaprobaty. Ale szedł, szedł do końca.

Łatwo było nadepnąć na szkło. Szkoda, że tak rzadko łączy się dziś patriotyzm faktyczny z tym „nowoczesnym”. że niektóre środowiska gardzą porządkiem. że niektórzy muszą przyjść na marsz patriotyczny, poświęcony świętu narodowemu kolokwialnie rzecz ujmując: najebani. W każdej społeczności znajdziemy jednak trochę bydła, które tylko przebrało się za dojrzałe, społeczne, ludzkie istoty. Nikogo nie powinno to nazbyt dziwić. Świat dzieli się też na ludzi dobrze i źle wychowanych.

Nie było widać swastyk. Przed wejściem na rondo Dmowskiego nikt nie robił sprawdzianów z poglądów politycznych. Hasła były różne. Głównie prawoskrętne. Ale czy ktoś forsował lżejsze hasła? Czy był ktoś, kto chciał wziąć udział w Marszu i uczynić go bardziej wspólnym, nie jednoznacznie zorientowanym politycznie? Można bojkotować olimpiadę. Ale czy wypada wtedy narzekać, że nie dostało się medalu?

Czy byli pijani kibole szukający rozróby? A i owszem. Czy ją znajdowali? Wcześniej skutecznie pacyfikowała ich coraz lepiej zorganizowana Straż Marszu. Oskarża się tę organizację o bycie ugrupowaniem paramilitarnym. Ale czy Woodstock również nie ma swojej straży? Czy posługując się tą retoryką, nie wypadałoby również jej nazwać niebezpieczną organizacją paramilitarną?

Polska jest krajem podzielonym. Kolejne części narodu powarkują na drugie, zarzucając sobie nawzajem przywłaszczanie coraz to innych ważnych historycznych dat i narodowych świąt. Poprzedni rząd zamiast organizować dialog ponad podziałami, dopuszczał możliwość organizowania równocześnie dwóch marszów, których trasy się przecinały, blokując je i szczując na siebie nawzajem w newralgicznym punkcie. To się skończyło. Kolejnymi wydarzeniami, prawicowymi i lewicowymi wciąż jednak rządzą ideowi ekstremiści. Tegoroczny marsz był mimo wszystko spokojny. Czy należy bić brawa jego wszystkim uczestnikom?

Nie. Jedni wcześniej też nie robili burd na Marszu Niepodległości, drudzy i na tej edycji posługiwali się hasłami agresywnymi i nagannymi. Jednak spokój na wydarzeniu od lat związanym z dużymi kontrowersjami to sygnał, że z niektórymi, inteligentnymi przedstawicielami radykalnych środowisk władze mogą podjąć dialog. Skrajne ugrupowania ideowe nigdy wzajemnie się nie zwalczą. Mogą za to wyeliminować ze swoich środowisk jednostki potencjalnie niebezpieczne i fanatycznie ekstremistyczne. Mogą zacząć rozmawiać w atmosferze innej niż nagonka medialna. Już raz, w trakcie zawieruchy z ACTA, polscy aktywiści z różnych stron barykady stali ramię przy ramieniu. Dzień Niepodległości to okazja, zasługująca na to dalece bardziej. To święto każdego Polaka.

Udostępnij na  (15)Skomentuj