Modyfikacje w ustawie medialnej, do której dorwała się partia rządząca, budzą międzynarodowe wątpliwości. Najpierw Unia Europejska, a teraz Europejska Unia Nadawców niepokoi się o sytuację w naszym kraju. Pierwszą konsekwencją może być... wyłączenie Polski z tegorocznego Konkursu Eurowizji.
Być może Konkurs Eurowizji większości społeczeństwa kojarzy się z kiczowatym widowiskiem, który wygrywają kobiety z brodą lub starsze, śpiewające babcie. Mimo to, ta popularna na całym świecie impreza, jest okazją do promocji kraju oraz integracji kulturowej. W tym roku możemy zostać pozbawieni tej szansy.
Konkurs Eurowizji odbędzie się 10, 12 i 14 maja w Szwecji (standardowo w państwie, z którego pochodził zeszłoroczny zwycięzca). Przewodniczący EBU (Europejskiej Unii Nadawców) Jean-Paul Philippot podczas rozmowy z „Financial Times” uznał, że sytuację związaną z polskimi mediami należy obserwować i jeśli zauważy naruszenie statutu zrzeszenia Europejskiej Unii Nadawców, utracimy w niej członkostwo, a co za tym idzie - prawo do startowania w konkursie. Taka wypowiedź opublikowana w popularnym dzienniku stanowi dość jasne ostrzeżenie dla działań naszych władz, nawet jeśli dzieje się to w kontekście międzynarodowego festiwalu piosenki. Polska została już przez niemieckiego komentatora porównania w swoich działaniach do putinowskiej Rosji, co będzie następne – Korea?
Aktualizacja: na oficjalnej stronie Eurowizji zostało umieszczone ogłoszenie informujące, że Polska nie zostanie wykluczona z uczestnictwa w konkursie
Media publiczne będą narodowe
Przekształcenia w ustawie medialnej, którą PiS przegłosował pod koniec zeszłego roku, budzą wiele kontrowersji. Prawo i Sprawiedliwość chce odmienić media publiczne, a zmiany te wydają się opozycji prostą drogą do całkowitego ich opanowania.
Najważniejsze reformy w Telewizji Publicznej i Polskim Radiu, wprowadzone poprawioną ustawą medialną, to między innymi prawo do powołania i odwołania Prezesa i członków zarządu TVP i PR przez ministra skarbu państwa oraz wykreślenie punktu o długości ich kadencji (co rodzi przypuszczenie, że minister może zadecydować o odwołaniu dotychczasowych władz w dogodnym dla siebie momencie). Do tej pory wybór składu był kontrolowany przez Krajową Radę, która powoływała członków zarządu na wniosek rady nadzorczej. Minister zdecyduje ponadto, kto zasiądzie w tej radzie. Warto przypomnieć, że fotel ministra skarbu państwa niedługo zniknie z polskiej polityki, a jego kompetencje zostaną rozdzielone między inne ministerstwa. Nie wiadomo na razie, kto w takim wypadku będzie decydował o wyborach do władz mediów publicznych.
Niejasna jest także forma finansowania mediów narodowych. Mają tego dokonywać „instytucje”, jednak brak w tej kwestii doprecyzowania. Demokratyczne państwo opiera się na wolności słowa, a w tę swobodę zaczyna wątpić coraz więcej osób w branży medialnej, zarówno dziennikarzy prasowych, jaki i prezesów stacji telewizyjnych. Rozpoczynają się masowe zwolnienia, znane twarzy dziennikarzy zaczynają znikać z ramówek (niedawno odszedł Piotr Kraśko, pozbawiono pracy Hannę Lis, a wczoraj dobiegły nas informacje o odprawieniu Beaty Tadli). Nic więc dziwnego, że działania naszych władz wzbudzają zaniepokojenie również innych państw. Komisarz UE ds. gospodarki cyfrowej i społeczeństwa zapowiedział postawienie nas pod specjalnym nadzorem Brukseli, co prosto wskazuje, że działania PiS-u zostały uznane za zagrożenie dla praworządności naszego państwa. Warto przypomnieć, że ostrzeżenia od Unii dotyczyły także reformy Trybunału Konstytucyjnego.
Prócz licznych zmian, które dzielą opinię publiczną, zaskakuje szybkość wprowadzenia ustawy. W ciągu zaledwie czterech godzin po podpisaniu ujrzała światło dzienne w Dzienniku Ustaw. Wszelkie zmiany mają na celu - jak zapewnia rząd - zwiększenie wiarygodności mediów, pozbawienie ich subiektywnych ocen dziennikarskich i opieranie się jedynie na rzetelnych informacjach. To jednak nie przekonuje zagranicznych obserwatorów. W niemieckim Bundestagu Volker Kauder zinterpretował zaistniałe wydarzenia jako powód, żeby nałożyć na Polskę sankcje (czemu szybko zaprzeczył Steffen Seibert - rzecznik niemieckiego rządu). Jedno jest pewne: zarówno w przypadku mediów, jak i stającego pod znakiem zapytania konkursu Eurowizji, wolność słowa jest naszym niepodważalnym prawem. W 2012 roku, wychodząc masowo na ulice i uczestnicząc w protestach przeciwko podpisania umowy ACTA, udowodniliśmy, że sami potrafimy go bronić.