Kto z was marzył, aby przez kilkanaście tygodni mieszkać wokół gór, poznawać obcą kulturę i spotykać nowych, zagranicznych przyjaciół. O swoich wrażeniach z wyjazdu na Erasmusa opowiadają studenci, którzy miejscem swojej destynacji uczynili Norwegię i Włochy.
Norwegia - wśród fiordów i gór, czy do stolicy?
Joanna na Erasmusie w Norwegii spędziła aż dwa semestry (pierwszy wiosną tego roku, drugi podczas tegorocznej jesieni). Pierwszy w stolicy państwa - Oslo (na Høgskolen i Oslo og Akershus), drugi w malowniczym regionie Vestlandet More og Romsdal, gdzie mieści się Volda (na Høgskulen i Volda). Wokół Oslo znajduje się sporo lasów Nordmarki, które są idealnym miejscem na wypad poza betonowe mury. Ruch samochodowy w centrum jest ograniczony, a większość ludzi jeździ wypożyczonymi rowerami. Karta rowerzysty kosztuje około 150 koron za miesiąc (czyli niecałe 70 złotych).
- Mieszkając w centrum, nie trzeba kupować miesięcznej „migawki” (czyli biletu miesięcznego), bo w każde miejsce można dojść w niedługim czasie. Z mojego miejsca zamieszkania - St.Hanshaugen do Nationaltheatret - głównej stacji przesiadkowej w Oslo oraz popularnego miejsca spotkań, spacerem szłam 15 minut - mówi Asia.
Jak wspomina, ludzie w Oslo uśmiechają się do siebie na ulicy, mimo że się nie znają. Każda dzielnica ma inny klimat - St.Hanshaugen jest studencka, Grunnerlokka - hipsterska, a Gronnland - imigrancka. Życie nocne to podstawa pobytu w Oslo, a co najważniejsze: wracając w nocy, nie czuje się zagrożenia.
Całkiem inaczej wygląda z kolei Volda - miasto w połowie składające się ze studentów. Znajduje się tam jedynie jeden studencki klub, w którym za wejście trzeba słono płacić. Oprócz tego jest tylko jeden pub, w którym co weekend można znaleźć wszystkich studentów. Na centrum rozrywki to więc nie wygląda. W ciągu pierwszego miesiąca bez problemu można zobaczyć każdy kąt i wejść na wszystkie góry dookoła. Można też iść na ryby, wypożyczyć łódkę, namiot, zorganizować ognisko nad jeziorem w nocy czy obserwować zorzę polarną. W Voldzie bez problemu można skupić się na nauce. Po pewnym czasie problemem stają się jednak otaczające góry.
- Góry wraz z fiordem są tak blisko, że Volda sprawia wrażenie ściśniętej, przez co dostałam chwilowej depresji. Po prostu wszystko jest tu takie samo, nic się nie dzieje (w porównaniu do Oslo) i w dodatku góry dookoła sprawiają, że czujesz się jak w klatce (mimo że góry kocham) - opowiada Asia.
Mimo to Volda wydaje się idealnym miejscem wypadowym ze względu na położenie w sercu Norwegii. Najsłynniejsze fiordy w kraju, lodowiec Jostedalsbreen i możliwość podróżowania ciągle kuszą wielu studentów.
Włochy - Starożytna Peruzja, czy sypialnia Mediolanu?
Dominik od zawsze chciał wyjechać do Włoch, choć o Perugii, miejscu swojej erasmusowej destynacji nie miał żadnego pojęcia. W końcu padło na Università Degli Studi Di Perugia.
- Było mi wszystko jedno gdzie jadę, ważne, że to była Italia. A że akurat do Perugii była możliwość wyjazdu na rok (na tym mi zależało), to wybrałem to miasto - wspomina.
Za przystępną cenę można w mieście znaleźć pokój w centrum bądź blisko od niego. Niedrogie są też oferty wynajmu kawalarek. Mimo że zlokalizować można miejsca zrobione typowo pod turystów, gdzie za espresso zapłacimy majątek, to nie ma na co narzekać.
Liczne imprezy w mieście sprawiają, że przyjeżdżając do Perugii siedzenie w domu jest wręcz wykluczone. Nie ma tygodnia, by coś się nie działo. Są wydarzenia stałe, jak konwersacje dla obcokrajowców, czy festyny narodowe w Little Italy.
- Ja ciągle odkrywam coś nowego i czasami muszę przed wyjściem zrobić listę wydarzeń, by zdecydować, na co iść. Niezależnie, czy ktoś lubi zwykła dyskotekę, czy coś bardziej wyrafinowanego, znajdzie to bez problemu - mówi Dominik.
Po Perugii najlepiej poruszać się metrem. Autobusy najczęściej płatają figle i jadą w zupełnie inne miejsce, niż planowano. W ścisłym centrum wystarczą nogi i ruchome schody.
Przywyknąć trzeba tylko do temperatury, która ze względu na położenie Perugii, odczuwalna jest na niższym poziomie niż jest w rzeczywistości. Do tego dochodzi też spora wilgotność. Jednak i do tego można się przyzwyczaić.
Całkiem inne życie można prowadzić w Castellanzie, gdzie swojego Erasmusa spędza Agata, studentka Universita Carlo Cattaneo. Ta niewielka miejscowość w ogóle nie przypomina typowego włoskiego miasteczka. Brak tu urokliwych wąskich uliczek czy głównego placu, wokół którego kręci się całe życie towarzyskie. Jest to po prostu sypialnia Mediolanu, oddalonego o 25 km.
W samym mieście znajdują się trzy puby, których właściciele już po tygodniu mówią do odwiedzających studentów po imieniu. Gdzieś w końcu Erasmusi muszą się bawić. Jeżeli natomiast głodni zabawy ludzie chcieliby się udać do klubu – czeka ich minimum piętnastominutowy spacer do miejscowości położnej zaraz obok, Legnano.
- Wraz ze współlokatorkami śmiejemy się, że jeżeli chciałybyśmy wysłać pocztówkę z Castellanzy, najprawdopodobniej widniałby na niej miejscowy supermarket stanowiący centrum spotkań wszystkich mieszkańców. Nie odbierzcie tylko powyższego opisu źle. Uwielbiam to miasto i nie zamieniłabym go na żadne inne. Śmieję się, że bez niego doświadczenie z tej wymiany nie byłoby takie samo. Chociażby fakt, że po pierwszej wizycie w lokalnym pubie byliśmy już z właścicielem znajomymi na Facebooku, a przy każdej kolejnej witamy się po imieniu i rozmawiamy, co tam u nas słychać - opowiada Agata.
Koszt życia we Włoszech jest sporo wyższy niż w Polsce. Mimo że pomiędzy Castellanzą a chociażby Mediolanem widać dużą różnice w kosztach życia, to ceny w tej małej wiosce i tak nadal przewyższają nawet te warszawskie. Kiedy dodamy imprezowe i podróżnicze życie Erasmusa, wychodzą z tego nietanie wakacje
Mimo wielu minusów, jakie niosą ze sobą półroczne (a czasami nawet roczne) wyjazdy do nowego kraju, jest to przygoda, którą przeżyć powinien każdy student. Drugiej takiej szansy już nie będzie.
Bohaterów tego artykułu możecie znaleźć też na ich stronie.