Dobranocki o 19:00, książeczki o zwierzakach czytane przed zaśnięciem, a teraz również dramaty. Czy dzieciom potrzebny jest nowy bodziec artystyczny?
W dobie smartfonów i tabletów bardzo trudno jest przyciągnąć uwagę ludzi dorosłych, a co dopiero dzieci. Do kin trafiają coraz to nowsze adaptacje Kopciuszków, Alicji i innych Kapturków. Po co? Aby trafić właśnie do tego najmłodszego odbiorcy, który, jak mogło by się spodziewać, do wychodzenia z domu aż tak bardzo się nie pali. Pisarze, reżyserzy filmowi i teatralni rzucili się w wir tworzenia, aby za pośrednictwem nowych metod przekazywać stare wartości.
Dramaty dla dzieci istniały już od dawien dawna, ale w ostatnim czasie nabrały nowego rozpędu. Teatry co rusz bombardują nas bilbordami, na których hasła krzyczą coś w stylu: „weź dziecko do teatru, nasz dramat nauczy go życia!”. Jedne sztuki bawią i edukują, a inne... tylko edukują, bo tematykę wybrały sobie dość osobliwą. Zacznijmy może od rzeczy przyjemniejszych.
Marta Guśniowska, współczesna dramatopisarka dla dzieci, pokusiła się o stworzenie dwóch, całkowicie odmiennych sztuk. Obie przeznaczona są dla dzieci z tym, że ta druga... cóż... Powiedzmy, że rodzice długo zastanawiają się przed przyprowadzeniem na nią dzieci do teatru. „Wąż...” jest zabawnym tekstem, który w żartobliwy sposób mówi o zaakceptowaniu siebie, swojej odmienności oraz zauważeniu własnego potencjału. Autorka w bardzo dowcipny sposób poprowadziła dialogi między bohaterami, a puenta płynąca z historii jest aż nader wyrazista i dosadna, więc żadne dziecko raczej nie wyjdzie z sali teatralnej, nie rozumiejąc przekazu historii.
NARRATOR – (...) ( o wężu) Więc wymyśliłem takiego coś: Że będę go opowiadał!
WĄŻ – Zaraz, zaraz, zaraz! Nikt tego ze mną nie uzgadniał...
NARRATOR – No, bo to... niespodzianka miała być...
WĄŻ – Już raz miałem niespodziankę: jak się zorientowałem, że nie mam kończyn. Dziękuję.
Druga sztuka nosi nazwę „Ony”. Tytułowy bohater musi zmierzyć się z własnymi lękami i cierpieniem spowodowanym odejściem ojca. Czuje się niechciany, porzucony i przesiąknięty poczuciem, że to on jest winien rozpadu swojej rodziny. Temat trudny i zarazem dla niektórych bardzo delikatny, więc trudno jest pokazać go w taki sposób, aby nie wywołać traumy, szczególnie u najmłodszych. Niektóre teatry przeprowadzają wcześniej warsztaty wprowadzające, aby potem na widowni dziecko nie przeżyło aż wielkiego szoku. Część teatrów poradziła sobie w inny sposób: sztukę pokazują jedynie młodzieży gimnazjalnej i licealnej.
Moda na pokazywanie dzieciom krzywd dziejących się w realnym życiu nadal trwa. Oby tylko przekaz był dostosowany do wytrzymałości psychicznej najmłodszej widowni. W tym przypadku granica między zrobieniem komuś krzywdy a daniem możliwości uzewnętrznienia swoich emocji jest bardzo cienka.