Tam, gdzie znaleźć można wspólny język, między podzielonymi poglądami Polakami wciąż wznosi się mur. Wspólne elementy światopoglądu odsunięte są na dalszy plan, a podkreślanie swojej odmienności, nawet w tym, co powinno naród łączyć, jest obecnie bardzo często stosowane. „A mury rosły, rosły” – śpiewał Jacek Kaczmarski w kontekście autozniewolenia. Werset ten odnosi się też jednak doskonale także do wykopywania dzielących Polskę rowów nienawiści, pogardy, a czasem ignorancji i braku zrozumienia.
Pod koniec listopada konserwatywni publicyści opublikowali z inicjatywy redaktora Terlikowskiego list adresowany do polskich patriotów. Potępili w nim spalenie kukły wyobrażającej Żyda przez wrocławskich narodowców na miejskim rynku. Kilkukrotnie podkreślili w nim, że rasizm przeczy polskim ideałom, zaznaczyli, że Polska jest krajem, który tolerancję ma wpisaną w swoją historię i przeczenie temu takim czynem jest aktem antypatriotycznym. Ich przedsięwzięcie wywołało wyjątkowo słabą reakcję lewicowych mediów i ugrupowań.
„Ten, kto pali kukły albo niszczy mury antysemickimi napisami, nie może być uważany za patriotę” – taka deklaracja powinna cieszyć przede wszystkim ideologicznych przeciwników jej autorów. Polska lewica walczy w końcu o Polskę równą i tolerancyjną, ale jedynym zainteresowanym listem medium okazała się „Gazeta Wyborcza”. Nie opublikowała jednak na ten temat obszerniejszego artykułu, a jedynie suchego newsa w internecie.
Kilka komentarzy pod tekstem w „GW” negatywnie odniosło się do apostrofy „do patriotów”, która stanowi trzon listu. Patriotą czuć się można bez względu na poglądy i trzeźwe myślenie pozwala postawić siebie w roli odbiorcy tego pisma. Próba ukazania tego zwrotu jako czegoś negatywnego może wynikać wyłącznie z mocno ograniczonego stanowiska i bardzo skrajnych odczuć wobec ideowych i politycznych antagonistów.
Razem, ale jednak osobno
Partia Razem w godzinę po planowanym 2 grudnia proteście organizowanym pod hasłem „Ręce precz od Trybunału Konstytucyjnego” przeprowadziła własną pikietę „Razem w obronie Konstytucji!”. Czyli jednak, zgodnie z żartami niektórych internautów, poszli tam Razem, ale jednak osobno. Na stronie organizowanego przez partię wydarzenia wywiązała się (usunięta już) dyskusja, w której wprost zapytano ugrupowanie o to dzielenie narodu, gdy ten chce w końcu manifestować we wspólnym interesie.
Argumenty ze strony lewicy padały wszelakie, zupełnie jednak odgradzające partię od jakichkolwiek działań organizowanych przez neoliberałów. Choć uczciwie należy przyznać, że część działaczy Razem wybrała się na obie manifestacje, to wciąż podkreślają oni, że ich celem była nie tylko obrona Trybunału Konstytucyjnego przed pisowskimi łapskami, ale również obrona wartości zawartych w samej Konstytucji Rzeczypospolitej. Jeśli ktokolwiek był przekonany, że te dwie sprawy się łączą, to musi pamiętać, że Razem widzi zagrożenie dla Konstytucji i chroniącego ją Trybunału jako sprawy odrębne. Smutna prawda sprowadza się jednak do tego, że w zgrabny PR-owo sposób próbuje oddalić jakiekolwiek skojarzenia z liberalną opozycją. Nawet przy okazji tak ważnego dla części Polaków problemu nie należy najwyraźniej spodziewać się jedności ponad podziałami.
Prezydent wszystkich Polaków
Warto zastanowić się też, czy zarzuty coraz częściej stawiane Andrzejowi Dudzie, jakoby w roli Prezydenta reprezentował tylko biznes PiS-owskiego elektoratu, naprawdę są medialną manipulacją. W końcu prezydent jest pierwszym strażnikiem wartości konstytucyjnych, zrzekł się ponadto członkostwa w partii i w demokratycznym duchu wprowadzać powinien „wolę większości, chroniąc prawa mniejszości”. Niewiele jednak prezydentur tak mocno podzieliło cały naród i skłoniło go do skakania sobie do gardeł. Nie potrzeba nikomu pięciuset doktoratów z politologii, by dostrzec, że głowa państwa jawnie faworyzuje PiS i instytucję Kościoła katolickiego. Coraz częściej z ust różnych, już nie tylko publicznych osób pada sformułowanie: „moim prezydentem to on nie jest”. I słowa te wcale nie pozostają, jak pragnęłyby tego media prawicowe i niezależne, bez uzasadnień bardziej logicznych niż powyborczy „ból dupy”.
W ostatnim czasie kopanie rowów i prowokowanie mniejszych oraz większych wojen domowych boleśnie dotyka różnych warstw społeczeństwa, wyraźnie też uderzając w mózgi głupców. Polacy ostrzą pazury na siebie nawzajem, z radością pokrzykują o Dniach Sznura, zapominając jednak o tym, że każdy kat znajdzie w końcu swoją Norymbergę. Politycy i media, zamiast doceniać gesty spiłowujące te orle dzioby i szpony, wolą szczuć na siebie i tak już mocno rozdarte, polskie społeczeństwo. Obywatele powinni dążyć do zakopania toporów wojennych i dostrzeżenia wroga w postaciach nieudolnie pozujących na cynicznych szachistów rodzimej polityki. Wykrwawiamy się na sobie nawzajem, zapominając, że trony i okrągłe stoły również upadają.