Popularność zdobyli w 2012 roku, kiedy pojawili się w talent-show Polsatu „Must Be The Music”. Wygrali. I – w odróżnieniu od wielu zwycięzców podobnych programów – dopiero rozpoczęli prawdziwą muzyczną ofensywę. Bilety na ich koncerty schodzą na pniu, a piosenki podbijają listy przebojów i serca fanów. Być na ich kameralnym występie w pokoju – marzenie. My je spełniliśmy!
Aga: Pamiętam występy LemONa w „Must Be The Music”. Kiedy zespół znalazł się w ścisłym finale programu, po raz pierwszy od lat wysłałam SMS na kogoś, kto bierze udział w telewizyjnym show. Potem byłam na dwóch koncertach LemONa. Najpierw był styczeń 2013, Toruń, słynny klub „OdNowa”, sypiący na zewnątrz śnieg, brak tłumów i niezwykłe przeżycia związane z pierwszą płytą. Potem grudzień 2014, Warszawa, inny słynny klub – „Stodoła”, wielki koncert z supportem, tyle ludzi, że z trudem znajdowało się miejsce, żeby stać na dwóch nogach i promocja nowego albumu. A teraz znów Warszawa, jeden pokój, ok. 30 słuchaczy, połączenie wspomnień i zupełnie nowych piosenek.
Kornelia: Ja do wrażliwego Igora i jego muzyki wróciłam po latach. LemON zagrał kameralny i wprowadzający w świąteczny klimat koncert. Wykonanie zaledwie kilku piosenek pozostawiło niedosyt.
Aga: Dokładnie było tych utworów siedem, z czego ostatni („Lwia część”) zagrany na bis. Stałyśmy w takim miejscu, że jeszcze przed rozpoczęciem koncertu zobaczyłyśmy kartkę z – jak się spodziewałyśmy – piosenkami, które za chwilę usłyszymy: trzy z nowej płyty „Etiuda zimowa”: „Do świąt”, „Szczedryk” i „Grudniowy”, dwie z wydanej w poprzednim roku „Scarlett”: „Spójrz” i „Scarlett” i „Napraw” – singiel z debiutanckiego albumu. Wciąż zaskakuje mnie, jak wiele można z tego utworu wydobyć. Jestem fanką wersji z płyty, bez znanego z radia refrenu, ale w aranżacji akustycznej tak mocno rozdzierał serce... Inni słuchacze czuli podobnie, bo to po „Napraw” brawa trwały najdłużej.
Kornelia: Ten koncert to była esencja wyciśnięta z całego zespołu. Ciarki przechodzą po plecach, kiedy wokalista maluje swoim głosem intymne historie. Takie właśnie są piosenki zespołu LemON – osobiste i realne, wręcz namacalne. Autentyczność Igora wyciska łzy z oczu.
Aga: To niesamowite, że po tylu sukcesach i koncertach on wciąż jest – jak na początku – speszony, stremowany i zaskoczony tym, że komuś jego muzyka się podoba. Wciąż nieśmiało się uśmiecha, gdy po każdej skończonej piosence ludzie biją brawo. Wciąż z rozbrajającą szczerością tłumaczy, że nie umie opowiadać kawałów. Wciąż każdy utwór przeżywa tak, jakby kolejne śpiewane dźwięki i słowa dopiero co powstały w jego głowie. Do tego pulsu Igora świetnie dopasowują się muzycy – mimo że skład zespołu przez te kilka lat się zmienił.
Kornelia: Być może brzmi to patetycznie, ale ten recital naprawdę wprowadził w podniosły nastrój.
Aga: To ja też trochę patetycznie. Wychodząc z koncertów LemONa, czuję się lepszym człowiekiem. Czy można oczekiwać od muzyki więcej?
LemON wystąpił w warszawskim Studiu U22. Był to trzeci koncert (po Kortezie i Sorry Boys) promujący w Polsce Tidal – serwis streamingowy z muzyką. Pomysł opiera się na zapraszaniu wartościowych wykonawców, którzy grają dla niewielkiej widowni.
Idea jest bliska temu, co w 2009 roku wymyślili dwaj londyńczycy: Rafe Offer i Rocky Start. Znudzeni i zmęczeni wielkimi koncertami doszli do wniosku, że muzycy mogą występować w prywatnych mieszkaniach. Tak powstała organizacja zrzeszająca miłośników kameralnych koncertów. Od półtora roku pomysł jest coraz popularniejszy także w Polsce.