Jak Facebook zniszczył im życie

żurnalista

Jako kilkuletnia dziewczynka bała się ludzi (nawet członków rodziny, którzy przychodzili w odwiedziny), więc kiedy dorosła, postanowiła zawodowo się z ludźmi kontaktować i studiować dziennikarstwo. Interesuje się sportem, zwłaszcza siatkówką. Kiedyś potrafiła nawet wymienić daty urodzenia siatkarzy, którzy w 2006 roku zostali wicemistrzami świata. Wciąż obiecuje sobie, że obejrzy wszystkie filmy z pierwszej setki rankingu Filmwebu i zapisze się na kurs tańca. Dużo czyta (w szczególności literaturę faktu) i jeszcze więcej mówi (nawet niepytana). Choleryczka. Można ją udobruchać sernikiem i wszystkim, co ma w sobie jabłka.

 4 min. czytania
 0
 296
 15 października 2015
fot. Pixabay
Jednym zdaniem: Nieprzyjemne konsekwencje nadmiernej aktywności na Facebooku.

Jacek przebiegł wczoraj 5,7 km. Kasia jest akurat na diecie. Iza i Paweł zerwali. Wojtkowi i Anicie urodził się synek. Karol kupił nowe auto. Nie widziałeś tych ludzi od miesięcy, nie rozmawiałeś z nimi od lat, ale wiesz o nich dużo. Przerażająco dużo. Z pozoru niewinny wpis na Facebooku, a konsekwencje bywają poważne.

Czy przed wrzuceniem kolejnego posta czy zdjęcia, zastanawiasz się, kto to zobaczy? Bo może się okazać, że to, co ty uważasz za całkowicie prywatny profil, twój przełożony uzna za kolejne źródło informacji o firmie.

Księżna to głupia krowa

Kaitlyn napisała, że dostała posadę w przedszkolu, ale że jej nienawidzi. Po chwili dodała, że po prostu nie lubi, kiedy wokół niej jest dużo dzieci. Pracy nie dane jej było nawet zacząć. Wpisy z Facebooka trafiły do przełożonego Kaitlyn, który postanowił ją zwolnić. Jako pierwszy poinformował o tym lokalny portal CBS DFW. To wiadomość z kwietnia tego roku.

Ashley opublikowała zdjęcie, na którym trzyma w ręce szklankę z piwem. Dyrektor szkoły, w której pracowała, postawił jej ultimatum: zrezygnuje sama albo zostanie wyrzucona. Ashley odeszła. W 2011 roku historię opisał „Daily Mail”.

Cameron – pracownik ochrony Pałacu Buckingham – we wpisie na Facebooku obraził Kate Middleton. Nazwał ją głupią krową. Pracę stracił. Wszystko działo się w przededniu ślubu księcia Williama i Kate. Pewnie także dlatego sprawą tak chętnie zajmowały się media brytyjskie (m.in. „Daily Mail” i „Mirror”) i amerykańskie (m.in. ABC i The Huffington Post)

Tania z Ministerstwa Rozwoju Społecznego Nowej Zelandii oryginalnie opisała swoje stanowisko. Nazwała siebie „bardzo drogim przyciskiem do papieru”, dodając do tego, że wzbija się na wyżyny w sztuce marnowania czasu. Finał mógł być tylko jeden – zwolnienie. Zwłaszcza że Tania już wcześniej nie była wzorową pracownicą: dostała m.in. formalne ostrzeżenie za wykorzystywanie danych z ewidencji klientów. Historię w grudniu 2010 roku opisywał nowozelandzki portal Stuff.

Podaj mi swoje hasło

Podobne przypadki coraz częściej zdarzają się także w Polsce. Na przełomie 2011 i 2012 roku głośna była historia Joanny Grabowskiej, która przez zdjęcia na Facebooku straciła pracę w ośrodku rehabilitacyjnym. Fotografie wzbudzające emocje (artystyczne, ale przedstawiające dziewczynę w skąpym stroju) zostały usunięte na prośbę pracodawcy. Joanna wyjaśniła jednak na Facebooku, że zniknęły, bo ktoś doniósł o tym jej przełożonym. Wtedy nie przedłużono z nią umowy.

Miesiąc temu redaktor naczelną RDC przestała być Ewa Wanat. Została zwolniona za wpis na Facebooku:

Dlaczego polskie sześciolatki są głupsze od rówieśników z Włoch, Francji i Niemiec? A może tylko państwu Elbanowskim rodzą się takie nierozgarnięte dzieci?

Prawnicy nie są zgodni, czy zwolnienia z powodu aktywności na Facebooku są zasadne. Jeśli działanie w mediach społecznościowych narusza dobre imię firmy, z utratą pracy trzeba się liczyć. Gdzie jest jednak granica przyzwoitości? Czy życie prywatne i zawodowe można skutecznie oddzielić? Rekruterzy przyznają, że w swojej pracy wykorzystują Facebooka. Nie tylko sprawdzają tam profile kandydatów. Bywa, że proszą ich, by zmienili ustawienia prywatności, a nawet, by podali login i hasło do swojego konta.

Śmierć przez Facebooka

Zdarza się, że działania na Facebooku przekładają się na zupełnie realne niebezpieczeństwa i nieprzyjemności nie tylko w życiu zawodowym.

Keri napisała na Facebooku, że jedzie z narzeczonym na koncert. Trzydzieści pięć minut po tym, jak kobieta opuściła dom, pojawili się w nim złodzieje. Wiedzieli, że Keri nie ma. Wiedzieli, kiedy występ się rozpocznie, bo zadzwonili wcześniej do miejsca, gdzie się odbywał. Historię w 2010 roku opisał Randi Kaye, reporter CNN.

Benito (36-latek z Teksasu) pobił swoją żonę, bo nie polubiła wpisu, w którym wspominał zmarłą matkę. W 2011 roku sprawą żyły media w całych Stanach Zjednoczonych. Źródłem informacji była agencja Associated Press.

Scott (27-latek z Nottingham) zabił swojego przyjaciela, bo ten „zaczepił” jego dziewczynę na Facebooku. W 2014 donosił o tym „Mirror”.

Tony (50-latek z Filadelfii) zginał tydzień po tym, jak opublikował na Facebooku zdjęcie żony ze stosem gotówki. Trzech zamaskowanych mężczyzn włamało się do jego domu i śmiertelnie postrzeliło Tony’ego. „ New York Daily News” pisał o sprawie 14 października tego roku.

Edward zabił żonę, bo zmieniła status związku na „wolna”. Małżonkowie żyli w separacji. W 2009 roku sprawą zajmowały m.in. BBC i „Daily Mail”.

Popadanie w paranoję to przesada, ale może po prostu warto być świadomym użytkownikiem Facebooka (i innych portali społecznościowych)?

Udostępnij na  (296)Skomentuj