Ma bogatą historią, a swoim ogromem zachwyca odwiedzających. Jest galerią dla wielu fresków, malowideł, rzeźb, a nawet schronieniem jednego z najsłynniejszych upiorów na świecie.
Opera Garnier została wybudowana za czasów II Cesarstwa. Napoleon III Bonaparte zlecił wyburzenie 12 tysięcy metrów kwadratowych ziem należących do mieszczan na rzecz nowego gmachu opery teatralnej. Zorganizowany został konkurs na projekt barokowego wnętrza i gmachu budynku. Wygrała je postać nie znana dotąd na rynku architektonicznym. 35-letni Charles Garnier został wybrany na głównego architekta w 1852 roku przez samego Napoleona. Już w 1861 położono kamień węgielny i zaczęto przygotowywać pierwsze grunty pod operę. W zamyśle miała ukazywać bogatą kulturę towarzyszącą czasom panowania Bonapartego.
Po dwóch latach pracy okazało się, że wybrane miejsce na nowy gmach teatru jest bardzo niefortunne. Miał stanąć na bardzo grząskim gruncie, niepewnym i podmokłym. Przez ponad 8 miesięcy robotnicy wydobywali wodę spod budowli. Prace zostały wstrzymane. Jednak okazało się, że to nie koniec problemów. Budowę znów przerwano przez wojnę prusko-francuską, liczne mordy za czasów Komuny Paryskiej i pożar, który wybuchł w 1873 roku.
Dopiero w 1874 roku operę teatru Garnier oddano do użytku, a w 1875 roku została tam zainscenizowana we fragmentach pierwsza opera pt. Żydówka.
Kolejne lata to też nie najlepszy czas dla budowli. W 1896 roku w czasie przedstawienia na publiczność spadł 6-tonowy kryształowy żyrandol, zabijając przy tym jedną osobę i raniąc wielu francuskich arystokratów. Zniszczeniu uległa też większa część sufitu. W czasie drugiej wojny światowej opera Garnier została zajęta przez niemieckie wojska. Prawdopodobnie zwiedził ją sam Adolf Hitler.
Ostatnie zmiany we wnętrzu, gruntowny remont i renowację teatr przeszedł w 2006 roku.
Opera dzieli ludzi
Opera zajmuje 11 tysięcy metrów kwadratowych. Na widowni może zasiąść do 2200 osób. Sama scena mieści ok. 500 artystów. Całość utrzymano w stylu eklektycznym. Główna część budynku jest symetrycznie podzielona. Zdobi ją bogata sztukateria i złote figury mitologicznych bohaterów. Wnętrze jest równie piękne, całe w złocie. Na ścianach można podziwiać liczne malowidła i freski. Co ciekawe, główny korytarz budynku zajmuje większą część niż sama widownia ze sceną. Pierwotny cel tego architektonicznego założenia to możliwość odpoczynku w trakcie spektakli i ułatwienie przemieszczenia się ludzi przed przedstawieniami i po nich.
Środkowa część budynku Garnier, czyli sala, w której odbywają się koncerty, balety i opery, jest w kolorze czerwono-złotym. Urzeka ogromny, kryształowy żyrandol, zdobienia nad czerwoną kurtyną i piękny widok z balkonów. Jednak najcudowniejsze, co można znaleźć w tej sali, to obraz na suficie, przedstawiający znane paryskie budowle, przeplatane obrazami scen z oper.
Warto poświęcić czas i pieniądze, żeby tam wejść i przenieść się do czasów Napoleona III Bonapartego. Zobaczyć neobarokową architekturę i doświadczyć niezapomnianych wrażeń w trakcie spektaklu. Muzyka, światło, gra aktorska i atmosfera – są niezapomniane i fascynujące. Prawie zapomniałabym o tajemniczym mieszkańcu opery – tytułowym bohaterze sztuki „Upiór w operze”. Jeśli tylko ją oglądałeś, na pewno poczujesz na plecach lekki dreszczyk emocji, przechadzając się po garnierskich korytarzach.
Okazuje się jednak, że zdania na temat budowli są podzielone. Jedni zakochani po uszy, inni wręcz zniesmaczeni...
Wizyta tam to fatalna pomyłka. Jeżeli ktoś chce wydać 20 euro, to niech lepiej zamówi mule w Leon Brussells. Budynek opery może być ciekawy dla kogoś, kto lubi przesadne kształty i zapach moczu. Serio, nie idźcie tam.
Urok zewnętrzny tej perełki architektonicznej jest dopełnieniem wnętrza i zapewne odbiór artystycznych doznań w trakcie spektakli urasta do magicznych doświadczeń.
Dla mnie okey. Trochę się nudziłam, trochę mi się spodobało. Jednak szczerze? Dla mnie nie różni się od Teatru Narodowego w Warszawie, ale co ja tam wiem?
Jaki jest problem z oceną Opery Garnier? Chyba po prostu trzeba „poczuć do niej miętę”.