Dziewczyna, która śpiewa, gra i projektuje ubrania!

żurnalista

Studentka kryminologii. Uwielbia kino, spacery i muzykę - od rocka, przez klasykę, po hip-hop, indie i blues. Zakochana w „Incepcji”, „Śniadaniu u Tiffany’ego” i superbohaterach ze stajni Marvela. Poza historią starożytną i kryminałami Agathy Christie, chętnie zgłębia poezję oraz podziwia geniusz Salvadora Dali. Fanka słodkiego cappuccino z dużą ilością pianki, z przyjemnością degustuje również Martini Bianco. Autorka bloga http://maturkazpolskiego.blogspot.com/.

 5 min. czytania
 4
 53
 25 grudnia 2015
Fot. Grzegorz Mikrut
Jednym zdaniem: Wywiad z Mery Spolsky – dziewczyną wielu talentów.

W ciągu dnia studiuje amerykanistykę na Uniwersytecie Warszawskim, popołudniami projektuje ubrania, a wieczorami śpiewa. Wkrótce wyda debiutancką płytę. Z Mery Spolsky, czyli Marysią Żak rozmawiamy o tym, jak udaje jej się znajdować na to wszystko czas.

Adrianna Sowińska: Mery Spolsky to świeży, debiutancki projekt. Jaką muzykę tworzycie?

Mery Spolsky, czyli Marysia Żak: Jedni mówią, że gramy akustyczny pop, inni słyszą trochę rockowego zacięcia, a są nawet osoby, które traktują moją muzykę jak nowoczesną poezję śpiewaną. Bardzo często spotykam się ze stwierdzeniem, że moja muzyka jest awangardowa. I to mi bardzo pasuje! Chciałabym się określać jako artysta pop-awangardowy, na przekór wszystkim konwencjom popu, ale jednak wciąż znajdujący się w mainstreamie. Piszę polskie teksty (bo spolsky!) i gram na gitarach - a więc na pierwszy rzut oka jestem balladową dziewczyną. Jednak dodając do tego elektroniczne loopy, mojego basistę, Pawła Krulikowskiego i welon na głowie, to już robi się bardziej performance niż brzdąkanie przy ognisku. Chciałabym, aby szło to właśnie w takim happeningowym, awangardowym kierunku.

AS: Awangardową można nazwać też modę, którą można znaleźć w Twoim sklepie. Sama projektujesz wszystkie ubrania? Można powiedzieć, że ten talent odziedziczyłaś genetycznie...

MS: Moja Mama miała talent do projektowania, ja nie za bardzo go odziedziczyłam, ale podpatrzyłam tyle, ile mogłam. Wspólnie wymyśliłyśmy, że Mery Spolsky powinna mieć też własne ciuchy, na których będzie mogła malować czy drukować teksty ze swoich piosenek. Teraz kontynuuję pracę nad firmą ze swoją kuzynką Justyną, która zajmuje się logistyką. Wystawiamy się na targach mody w całej Polsce, pojawiamy się na internetowych platformach do sprzedaży polskiej mody i myślimy powoli o stacjonarnym sklepie w Warszawie. Nie robimy tego dla pieniędzy czy trendu, zgodnie z którym każdy muzyk powinien mieć też swój brand. Robimy to, bo obie lubimy czerń i biel oraz motyw małego, czerwonego krzyżyka gdzieś na skraju ubrania. Wyobrażamy sobie, że Mery Spolsky to taka sanitariuszka, która przychodzi z pomocą modową. Stąd ten krzyżyk. Żadne podteksty religijne czy prowokacje, czysta abstrakcja.

AS: Mery Spolsky to sanitariuszka? A więc Twoją muzyką niesiesz pomoc uciśnionym? (śmiech)

MS: To jest emocjonalna pomoc! Chcesz trochę popłakać – posłuchaj głębiej tekstu, chcesz się powygłupiać – włóż na głowę welon i ubierz legginsy w paski! (śmiech)

Mery SpolskyFot. Grzegorz Mikrut

AS: Wracając do muzyki – ostatnio nagrałaś świąteczną piosenkę, „Drogi Mikołaju” – tradycyjnie w salonie...

MS: Od 2008 roku piszę na święta swoją kolędę. „Drogi Mikołaju” jest piosenką na ten rok, trochę ostrzejszą i może infantylniejszą tekstowo, ale tak mi grało w głowie. Pisałam już świąteczne i smutne ballady o ścinaniu drzew, o pustym talerzu dla nieznajomego, o gwiazdach. Teraz naszło mnie na coś bardziej rockowego. Chciałabym nagrać kiedyś całą płytę na święta składającą się z tych świątecznych utworów.

Co do salonu – to miejsce kojarzy mi się z graniem dla rodziców. Jak byłam młodsza, każdą nową piosenkę testowałam na nich w salonie. Lubię to miejsce.

AS: Wygląda na to, że lubisz też covery – na tegorocznym festiwalu w Opolu zaśpiewałaś „Cała jesteś w skowronkach” Skaldów, wykonywałaś „Zielono mi” Agnieszki Osieckiej, a także utwory Marka Grechuty (w ramach Grechuta Festival 2014). W tym zestawieniu zaskoczył mnie zespół Red Lips.

MS: Formuła tych wszystkich festiwali wymagała zinterpretowanie cudzej twórczości. Starałam się w tym „coverowaniu” widzieć Skaldów, Osiecką czy Grechutę swoim okiem. Bardzo zależało mi na pokazaniu się na festiwalu w Opolu i PPA (Przegląd Piosenki Aktorskiej – przyp. red.), bo są to dla mnie kultowe wydarzenia. Zawsze pisałam swoje piosenki i teksty, więc łapanie się za covery wzięło się bardziej z konieczności niż woli. Ale nie ukrywam, jestem szczęśliwa, że otworzyłam się w tę stronę, bo aranżowanie klasyki polskiej piosenki dużo uczy i rozwija. Za Red Lips wzięłam się również ze względu na festiwal. Był to konkurs na duet z wybranym artystą. Wydarzenie emitowano w TVP1. Nie zakwalifikowałam się, ale aranżacja mi się podobała, więc się nią podzieliłam.

AS: Mery Spolsky można nazwać graniem w duecie? Mam na myśli Twojego basistę, Pawła Krulikowskiego, z którym występujesz w wielu nagraniach na Twoim kanale na YouTubie.

MS: Chwilowo tak, ale nie chciałabym, aby tak mnie kojarzono. Raz występuję sama z gitarą, raz z dziewczynami na chórkach, a zdarzył się też cały skład: perkusja, bas, klawisze. Kończę płytę i mam nadzieję, że uda mi się ją niedługo wydać. Wtedy na pewno dołączy do nas elektroniczna perkusja i jakiś „człowiek-orkiestra” na klawisze czy dodatkowe gitary.

AS: Właśnie – kiedy możemy się spodziewać Twojego krążka?

MS: Bardzo bym chciała wiosną! Muzyczna praca nad płytą już się kończy. Wszystko teraz zależy od wydawnictwa.

AS: Jak Ci się udaje znajdować czas na studiowanie, projektowanie, branie udziału w tych wszystkich konkursach i przeglądach, śpiewanie i tworzenie płyty?

MS: Nic innego poza tym nie robię! Rano studia, po południu nagrywanie i tworzenie muzyki, a w weekendy podróże po Polsce na festiwale i koncerty. Ale ja od dziecka chodziłam do szkoły muzycznej i zamiast chodzić do kina, ćwiczyłam na skrzypcach. Po prostu już tak mam.

Udostępnij na  (53)Zobacz komentarze (4)