Różne zamiłowania, ale jeden cel – praca w filmie. Studenci Szkoły Filmowej w Łodzi opowiadają, jak widzą swoją przyszłość w branży.
Aktorstwo. Trudna droga do sukcesu?
Najbardziej oblegany kierunek w Łodzi to aktorstwo. Rocznie przyjmowanych jest zazwyczaj około dwudziestu osób (w tym roku dokładnie dwadzieścia dwie), co oznacza, że o jedno miejsce walczy aż trzydziestu kandydatów. Niektórzy próbują nawet po kilkanaście razy. Przyjęcie na wymarzony kierunek to jednak dopiero część drogi, którą musi pokonać przyszły aktor. Selekcja jest rzeczą naturalną. Na obecnym trzecim roku z dwudziestu studentów pozostało już tylko piętnastu.
Aleksandra Chapko, studentka aktorstwa (III rok)
Myślę, że dla młodego aktora takiego jak ja granie w filmie zawsze jest wielkim marzeniem. Realizacja tego marzenia wiąże się na pewno z ciężką pracą nad sobą, rozwijaniem swoich umiejętności, wieloma wyrzeczeniami oraz łutem szczęścia. Jest to trudna droga, ale nagroda, która czeka na końcu, wszystko rekompensuje. Moim zdaniem odnalezienie się w branży filmowej jest wielkim wyzwaniem, szczególnie dla aktora teatralnego. Młody człowiek musi zmierzyć się z dużym poziomem stresu, który towarzyszy mu na planie, ciągłym brakiem czasu oraz wiecznym czekaniem. Jak mówi się żartobliwie w środowisku aktorskim: „Praca aktora polega głównie na czekaniu”. Film wymaga od nas niesłychanej koncentracji i wewnętrznej mobilizacji. Gdy gramy w teatrze, wszystko ma swój czas, a praca nad rolą oraz czas prób są wydłużone. W filmie zaś, gdy pada hasło „akcja”, musimy zawsze w sekundę być gotowi na wszystko. Nie jest to proste zadanie, ale równocześnie jest to świetna lekcja tego, jak sprawny i wszechstronny powinien być aktor. Dla mnie praca na planie filmowym to niesamowita przygoda, która wiele uczy i daje niesamowitą satysfakcję.
Mariannna Zydek, studentka aktorstwa (III rok)
Moje dotychczasowe doświadczenie w branży filmowej pozwoliło na dokonanie takiego odkrycia: żeby przeżyć i nie dostać wrzodów żołądka, a najlepiej jeszcze mieć z tego satysfakcję, trzeba nauczyć się przede wszystkim wyrozumiałości dla samego siebie. Polubić swoje porażki, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. Każdy aktor, choćby podskórnie, jest przeczulonym na swoim punkcie narcyzem. Nie lubi krytyki. Ale z obcą krytyką można jeszcze próbować walczyć. Że wymyślili, oczernili, na planie było zimno i kawa tylko rozpuszczalna. Tymczasem sami możemy wyrządzić sobie największą krzywdę. No bo jak się nie zgodzić z czymś, co wypływa z nas? Przecież to nie żadna wypreparowana ściema. Czujemy każdą komórką ciała, że to było złe. I to właśnie jest trucizna, to ona powoduje wszystkie wrzody, organizm nam zakwasza.
Za każdym razem, kiedy widzę się na ekranie, poddaję moją postać testowi wykrywacza kłamstw. Tutaj zawsze coś się znajdzie: fałszywy gest, kanciasta kwestia, nogi skrzyżowane nie tak. Mogłabym usiąść i zacząć płakać, że nie jestem Alem Pacino. Nie jestem. I trudno. Hamuję pierwszy, autodestrukcyjny odruch – powstrzymuję głowę przed uderzeniem w ścianę. A potem jest już tylko lepiej. Ale super – myślę sobie – można się jeszcze mnóstwa rzeczy nauczyć. I biorę taki błąd, przyglądam mu się jak ornitolog nieznanemu okazowi ptactwa, pod lupą badam i już wiem. A potem klepię go po pleckach i mówię: na razie, kolego! Ciebie już znam, szerokiej drogi. Zabawa, taki błąd. Bawi i uczy – jak z reklamy. Nic, tylko zacierać ręce, siadając na premierowym pokazie i czekać w radosnym uniesieniu aż się jakiś pojawi. Oklaskami go przyjmować i hołubić, bo dzięki niemu znowu wiemy więcej. Proste, tanie antidotum na wrzody żołądka.
Czy warto studiować w Polsce?
Co roku o miejsce w Łódzkiej Szkole Filmowej walczą też zagraniczni kandydaci. Nie ma ograniczeń. O możliwość studiowania starają się osoby z Norwegii, Ukrainy, Kanady czy Chin. Kilka miejsc zazwyczaj czeka na takie osoby na dwóch kierunkach: reżyseria filmowa i telewizyjna oraz sztuka operatorska. Po przyjęciu do szkoły, przyszli reżyserzy i operatorzy odbywają rok zerowy, podczas którego uczą się języka polskiego. W tym czasie uczestniczą też w normalnych zajęciach, jednak właściwe studia rozpoczynają rok później.
Edgar z Białorusi, student sztuki operatorskiej (II rok)
Wstępując do szkoły, zrozumiałem, że praca w filmie jest jeszcze bardziej skomplikowana niż sobie to wyobrażałem. Choć myślę, że prawdziwą trudność dopiero odczuję. Moi przyjaciele często mi mówią: „Tworzyć kino to super sprawa, przecież zajmujesz się tym, co rzeczywiście przynosi Ci zadowolenie, cały czas myślisz o tym, żyjesz tym”. Dla mnie tworzenie kina to proces porównywalny do zbudowania wielkiego domu. Wszystko na początku zaczyna się na papierze, żeby w trakcie nie było żadnego „pęknięcia”. Aż w końcu możemy zapalić światło.
Giovanni z Włoch, student reżyserii filmowej i telewizyjnej (II rok)
Jak w każdej pracy powiązanej z kreatywnością, brak jest w niej obiektywnego miernika w drodze do uznania. Nie jesteśmy sportowcami, nie mamy przyjemności z przebiegnięcia 100 metrów w 10 sekund. To, co robimy, nie jest mierzalne. Wiek? Młodość jest darem, możemy wtedy eksperymentować, próbować nowych rzeczy, być otwartym na zmiany. Oczywiście doświadczenie pomaga, ale może się zdarzyć, że nadejdzie czas, gdy będziemy chcieli wymienić to na instynkt i szaleństwo.
Ciężko pracując, można osiągnąć sukces, niezależnie od wieku i narodowości. Absolwent reżyserii filmowej z 2013 roku Magnus Von Horn ze Szwecji zrealizował w tym roku swój pierwszy pełnometrażowy film. „Intruz” zdobył nagrody między innymi na Festiwalu Filmowym w Gdyni (za najlepszy scenariusz, montaż oraz reżyserię). Do tego jako jedyna polska produkcja, był wyświetlany na festiwalu w Cannes.
Historia pokazuje, że zacząć można już w trakcie studiowania. Nie tylko szkolnymi produkcjami, ale i na profesjonalnych planach. Ostatnio jeszcze podczas nauki swoje umiejętności pokazywał między innymi Marcel Sabat w „Kamieniach na szaniec”. Warsztat na dużym ekranie ćwiczyła wspominana wcześniej Marianna Zydek w „Skazanych” Polsatu oraz „Paniach Dulskich” Filipa Bajona. Czy film jest trudną branżą dla młodych? Z odpowiednim nastawieniem – niekoniecznie.